Medytacja na ten czas... Publikujemy tekst kazania pasyjnego wygłoszonego 22 marca w płockiej katedrze, do I części "Gorzkich Żali".
Wróćmy do początku pasyjnej drogi, do pierwszej części "Gorzkich Żali". Dlaczego? Bo nie wolno nam za szybko przejść przez tę wielką tajemnicę wiary.
Bo – jak powie św. biskup Józef Sebastian Pelczar – "Chrystus o wiele bardziej nas ukochał, niż wycierpiał". Za ogromem niewyobrażalnego cierpienia stoi jeszcze większa miłość Jezusa.
To dlatego święci radzą, aby nie przemierzać zbyt szybko tej pasyjnej drogi – jakby wychodząc z założenia, że Męka Pana jest już nam dobrze znana, prosta, wyuczona, ale przez to wymyka się ona uwadze naszego serca. Z duchowym namaszczeniem trzeba więc powtarzać: "Gorzkie Żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie, serca nasze przenikajcie".
Współczesny hiszpański malarz Kiko Arguello – wielki ewangelizator i twórcy Drogi Neokatechumenalnej, jest autorem szkicu „Dobry Pasterz”. (na ilustracji powyżej). Widzimy na nim, jak do głowy umęczonego, cierniem ukoronowanego Jezusa przytula swą głowę owieczka. Rysy twarzy Pana Jezusa są wyraźne, dobrze znane i przemedytowane na modlitwie, zaś zarys głowy owieczki to zaledwie szkic. Może dlatego, aby każdy z nas mógł tam wpisać swoją twarz? Po co? Gdy Jezusowi nie można już tak po ludzku pomóc, bo został zdradzony, pojmany i zawleczony przed sędziego, ty jednak pomóc Mu możesz: przytulając swoją głowę do głowy Zbawiciela – zdaje się mówić Arguello.
Przyłożyć swą głowę do umęczonej głowy Zbawiciela. Czasami aż boli nas głowa, nie tylko od bólów fizycznych i choroby, ale także od strapień, kłopotów, zmartwień, od ciężkich myśli i obaw, jak chociażby teraz, gdy wszem i wobec jest ogłoszona pandemia groźnego wirusa. Warto przyłożyć swą głowę i oprzeć ją o głowę Zbawiciela. Tak robiła chociażby św. Teresa z Avila, gdy kładła głowę obok tabernakulum i modliła się śpiewając hymn do Ducha Świętego. Przyznajmy szczerze, każdy z nas ma powody do tego, aby swą zmęczoną i ciężką od trosk i obaw głowę, oprzeć o głowę Pana Jezusa.
Zawsze mnie wzrusza wielkopostna pieśń "Ach mój Jezus, jak Ty klęczysz", w której refrenem są słowa: "Przyjdź mój Jezu, przyjdź mój Jezu, pociesz mnie, bo Cię kocham serdecznie". A więc to bardziej On pociesza, a nie my Jego…
Dusza bowiem widzi więcej i czuje głębiej. Zwłaszcza, gdy Jezus jest zdradzony przez Judasza, gdy jest zostawiony sam przez Apostołów, gdy jest postawiony przed nocnym sądem i wrzucony do ciemnicy… On sam mówi o sobie w Ogrójcu: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci…" (Mt 26, 38). Samotny Jezus chce, by moja dusza była przy Nim, gdy inni Go opuszczają.
Zauważcie, że na duchowej drodze "Gorzkich Żali" jest przede wszystkim Jezus i dusza. Przed chwilą wyśpiewaliśmy jej lament nad Jezusem Cierpiącym i rozmowę z Matką Bolesną. To niezmiernie istotne w "Gorzkich Żalach": to jakby snop duchowego światła, który pada na Jezusa i na duszę, która przeżywa Jego Mękę. I choć w rozpamiętywaniu tych pasyjnych tajemnic wspominamy też Judasza, Annasza, Kajfasza i Piłata, Malchusa srogiego i żołnierza okrutnego, który "Pana powrózmi krępuje i zbrojną rękawicą chlusta", to jednak potem ta perspektywa się zmienia, i śpiewamy wołając: "Żal dusza ściska, serce boleść czuje… Przypatrz się duszo, jak cię Bóg miłuje… Duszo oziębła, czemu nie gorejesz? Serce me czemu całe nie truchlejesz…?".
A więc liczy się Jezus i dusza. Genialnie zrozumie to św. siostra Faustyna, która swój dzienniczek właśnie tak zatytułuje: "Miłosierdzie Boże w duszy mojej". Dlatego "Gorzkie Żale" są wołaniem do naszych dusz: rozmawiaj z Jezusem, wejdź w Jego modlitwę i trud Męki, nie zostawaj z boku. Bądź gotowa, duszo moja!
Tak się modlimy, tak głęboko w nas samych sięgamy, aby w tym pasyjnym nabożeństwie usłyszeć, jak nasza dusza płacze i tęskni za swym Zbawicielem, jak bardzo jest sama, gdy nie ma łaski, światła Słowa i pokoju sumienia. W tej części "Gorzkich Żali" Jezus został sam, ale i z duszy wyrywa się głos o więcej Boga w nas.
Kojarzy mi się tu i przypomina pewna historia z czasów pontyfikatu św. Jana Pawła II. W 1986 roku nasz papież był z pielgrzymką w Indiach. I wtedy program jego podróży apostolskiej zaprowadził go m.in. do Kalkuty. Przejmujący był to obraz, gdy matka Teresa trzymała ojca świętego za rękę i prowadziła go po kolejnych salach umieralni dla najuboższych, którymi zajmowały się Misjonarki Miłości matki Teresy. Papież wszedł nawet tam, gdzie praktycznie wchodzić nie było wolno, gdzie mógł się zarazić. Poszedł do umierających i do trędowatych… tam błogosławił ich, i nie tylko to, z matką Teresą zaczął podawać im jedzenie i ich karmić. Niezwykły był to widok. A gdy już miał stamtąd wychodzić, nagle pewna kobieta, leżąca gdzieś w rogu tej wielkiej ciemnej sali zaczęła wołać: "Jestem sama, jestem sama. Nie odchodź ode mnie". Papież do niej podszedł i objął dłońmi jej głowę.
W samotności duszy swojej zobacz więc Pana Jezusa z męki, Pana frasobliwego i samotnego. Jakżesz On upodobnił się tu nas, do człowieczej duszy? Przyłóż swą głowę do Jego głowy i wejdź z Nim rozmowę serc.
Może niech w tym pomogą nam słowa sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, który w Przasnyszu, w 1975 roku, na rozpoczęcie pierwszej peregrynacji kopi cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, mówił:
A któż to jest Jezus? Czy to jest wróg, gorszyciel, krzywdziciel? Czy może kłamca, oszust, złodziej? Broń Boże!
Wybaczy mi Chrystus Pan to pytanie, bo wy z doświadczenia religijnego wiecie, że jest to Syn Boży, który przyszedł zgładzić grzechy świata. On nie po to jest na świecie, by mnożyć grzechy, lecz aby zgładzić grzechy świata. Dlatego bać się Go mogą tylko ludzie, którzy sami są pełni grzechu.
Lecz nawet tacy, którzy pełni byliby grzechów niewiary i nienawiści, nie powinni się bać Chrystusa, bo jest On Ojcem miłosierdzia i wszelkiego pocieszania, nawet dla tych, którzy uważają się za Jego wrogów.
Jeszcze jeden obraz wyłania się z tej części "Gorzkich Żali": od Ogrójca aż do niesłusznego przed sądem oskarżenia – to obraz Jezusa gotowego na mękę i na największą ofiarę. "On wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował" (J 13, 1).
Ale co to znaczy w sensie duchowym, że Jezus jest gotowy, że dobrowolnie idzie do Ogrójca, że "okrutnym katom posłusznym się staje" i milczy wobec nieprawdziwych oskarżeń. Co się dzieje wtedy z Jezusem? Co się dzieje w Jego duszy?
Odpowiedzi poszukajmy w obrazie, który został objawiony 89 lat temu tutaj, w Płocku. Wtedy św. siostra Faustyna widziała Pana Jezusa w białej szacie i poznała oblicze Miłosiernego Zbawcy. Pan Jezus był w białej szacie. Ks. Józef Andrasz, spowiednik świętej proponuje, jak rozumieć tę biel szaty Jezusowej na tym obrazie: "Oto pielęgniarki i lekarze, idąc do chorych, biorą na siebie białe szaty na znak, że gotowi są usługiwać i leczyć. A zatem biała szata Jezusa może być symbolem Jego wielkiej gotowości, by leczyć nas swoim miłosierdziem" – tak pisze o. Andrasz.
Oto więc Jezus jest gotowy, aby mnie ratować, nie tylko dezynfekować, ale zbawiać moją duszę. Czy ten obraz nie przemawia do nas mocniej teraz, gdy Polska i świat zmagają się z pandemią koronawirusa?
A nawet gdy Pan Jezus zostanie odarty z własnej białej szaty, gdy zostanie "purpurą na pośmiech odziany" – zawsze będzie gotowy.
Wydaje się więc, jakby Pan Jezus stojąc nad przepaścią swej Męki, modlił się słowami psalmu 108: "Gotowe jest serce moje, Boże, gotowe…".
Może przez tę gotowość Jego serca do cierpienia i ofiary lepiej zrozumiemy to, co przed chwilą wyśpiewaliśmy: "że słodki Jezus na śmierć się gotuje, że w Ogrójcu więzom się poddał i na śmierć wydał, że wszystko znosił w cierpliwości, że jest Barankiem cichym od wrogów szukanym". Jego serce jest pierwsze, aby się modlić, aby wydać się w ręce ludzi i ofiarować Ojcu. Tak, zaiste Jezus jest gotowy.
Pomyślmy, czy w gotowości naszego serca nie leży sedno i jakiś najgłębszy wymiar naszej duchowej pracy w Wielkim Poście? Bo czyż nie chodzi tu o taką gotowość serca, abyśmy kiedy trzeba i gdy inni nas potrzebują – abyśmy wtedy umieli odłożyć nasze sprawy, nie kazali innym niepotrzebnie na siebie czekać. Czy nie na taką postawę – na gotowość serca do dobrego i do ofiary nie powinna się przełożyć nasza pobożność, zwłaszcza ta pasyjna i cała duchowa nasza praca? Tak, Jezus jest gotowy, a my?
Prośmy o to Maryję - Matkę Bolesną, "źródło miłości" – jak śpiewaliśmy przed chwilą - aby była w nas ta prosta i czytelna zgoda z wolą Bożą. Bo Maryja też jest gotowa: na drodze krzyżowej swego Syna i naszej.
Przywołam na koniec jeszcze jeden obraz, z naszej diecezji. Kojarzymy z pewnością, dobrze znany w sztuce chrześcijańskiej obraz piety, czyli Maryi Matki trzymającej na kolanach martwe już ciało Jezusa. Tę scenę przedstawia choćby łaskami słynąca pieta w Oborach czy gotyckie piety drobińskie z naszego Muzeum Diecezjalnego.
Ale jest jeszcze w naszej diecezji przedstawienie inne – ja je nazwę "odwróconą pietą". To piękna rzeźba nagrobna z kościoła parafialnego w Opinogórze k. Ciechanowa, gdzie artysta przedstawił 12-letniego poetę Zygmunta Krasińskiego, klęczącego przy łożu umierającej matki. On przed nią klęczy, zaś ona kładzie na jego głowie swą rękę i błogosławi. Powiedziałem, że to "odwrócona pieta", bo umiera matka, a syn wiernie i do końca przy niej jest, skłania głowę i przyjmuje błogosławieństwo. Ciekawe, jak łączy się w tych obrazach motyw głowy: przytulonej do głowy Jezusa, w dłoniach papieża, błogosławionej przez matkę.
A gdyby scena ta, oprócz swego historycznego kontekstu z życia naszego wieszcza, znaczyła coś jeszcze…? A gdybyśmy odczytali ją tak, że jest to kolejne przynaglenie, aby dusza, czyli te najgłębsze tajniki naszego jestestwa, nie odeszły nigdy od tego, co najświętsze, co najcenniejsze… Abyśmy w tych dniach, gdy będziemy słuchać o rozszerzającej się dalej epidemii, bardziej niż przy mediach i naszych lękach, abyśmy trwali przy Jezusie: głowa przy Jego głowie, nasze myśli przy Jego myślach, serce nasze przy Jego sercu?
ks. Włodzimierz Piętka
wp