20 lutego mija 80. rocznica zbrodni niemieckiej w lesie ościsłowskim k. Ciechanowa.
To miała być "łaskawa śmierć" - tak Niemcy nazwali swoją akcję. Na 20 lutego 1940 r. zaplanowali straszny mord na osobach niepełnosprawnych z całego północnego Mazowsza w miejscowości Ościsłowo, a raczej w przylegającym do niej lesie.
Wydane przez nich zarządzenie zobowiązywało sołtysów do ujawnienia wszystkich osób dotkniętych jakimkolwiek trwałym schorzeniem i doręczenia im urzędowego wezwania do stawienia się w budynku gminy Ościsłowo na rzekome badania lekarskie - tak wspominała ten dzień jedna z ocalonych.
Las ościsłowski to miejsce szczególne, bo stał się zbiorowym grobem kilku tysięcy chorych i niepełnosprawnych oraz polskich patriotów. Był on "ulubionym przez Niemców" miejscem do wykonywania egzekucji.
"Zwożono tu ludzi z okolicznych powiatów i tracono potajemnie. Cały las był miejscem kaźni" - pisał Robert Bartold, znany ciechanowski regionalista. "Krążą pogłoski, że chcą wymordować wszystkich chorych i niepełnosprawnych. W połowie lutego 1940 roku sołtys przynosi pisemny nakaz zawiezienia nas w dniu 20 lutego do odległego o pięć kilometrów Ościsłowa na rzekome badania lekarskie. Co działo się w naszym domu przez tych kilka dni, pominę milczeniem, choć mimo iż minęło od tamtej pory już ponad pół wieku, doskonale pamiętam każdą chwilę wówczas przeżytą. Nie zostaliśmy zamordowani w ościsłowskim lesie dzięki bohaterskiej postawie naszych rodziców, dzięki ich rodzicielskiej miłości. Tatuś pojechał do Ościsłowa sam, a mamusia razem z nami, modląc się na klęczkach, czekała. »Jeśli przyjadą po nas - mówiła - to zginiemy wszyscy razem«. Inne były jednak plany Bożej Opatrzności względem nas i »bramy piekielne Jej nie przemogły«. Niemcy nie zatrzymali tatusia, lecz grożąc karami, odesłali do domu. Od tamtej chwili aż do końca okupacji rodzice musieli nas ukrywać" - wspomina Stefania Popławska w książce o swoim bracie Krzysztofie "Umiał pięknie żyć".
Świadkowie tamtych wydarzeń pamiętają jednak, że przez cały dzień zwożono furmankami ludzi niepełnosprawnych psychicznie i fizycznie oraz osoby starsze. Mogło ich być od 900 do nawet około 2-3 tysięcy. - To był największy mord w rejencji ciechanowskiej. Taki był bestialski plan Hitlera i każdej nieludzkiej ideologii, która morduje najsłabszych - zwraca uwagę ks. Mieczysław Białowąż, emerytowany proboszcz parafii Stupsk, który pochodzi z okolic Ościsłowa.
Mieczysława Grudzińska, najstarsza mieszkanka Ościsłowa, mówiła, że ziemia na miejscu pogrzebania pomordowanych, mimo mrozu, przez długi czas nie dała się "uklepać". Wśród rozstrzelanych był m.in. Antoni Kapacki, miejscowy nauczyciel, którego - według świadków - miał dobić jego były uczeń z rodziny niemieckich kolonistów.
Na płycie nagrobnej w lesie umieszczono napis: "Tu hitlerowcy zamordowali i strącili do dołów 20.II.1940 roku setki kalekich mieszkańców ziemi ciechanowskiej. Wróg skazał ich na śmierć, gdyż w ich chorych ciałach biły polskie serca. Pamiętaj! Przez śmierć ich chciano nam odebrać godność człowieka".
Więcej w najnowszym numerze "Gościa Płockiego", na niedzielę 23 lutego.