Co liczby i sondaże mówią o naszej religijności? - odpowiada znany socjolog religii ks. prof. Janusz Mariański.
Czy szansą na wychodzenie z kryzysu może być rok poświęcony św. Janowi Pawłowi II i przyszłemu błogosławionemu kard. Stefanowi Wyszyńskiemu?
Z pewnością są to inicjatywy potrzebne, bo te dwie wielkie postacie coraz bardziej odchodzą do historii, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Badania sprzed 15 lat pokazują, że gdy kończył się pontyfikat papieża Polaka, zatrzymały się na jakiś czas procesy sekularyzacji, zwłaszcza w środowiskach młodzieżowych, ale potem znowu przyśpieszyły.
Ktoś by się pytał, co się stało z pokoleniem JPII? Ja zawsze twierdziłem, że takiego pokolenia nie ma. Tak chodziło o zafascynowanie osobą papieża, ale takie pokolenie, niestety, się nie wykształciło.
A co mówią socjologowi dane o stopniu zaangażowania świeckich w życie parafii, tak zwane participantes?
Uważam, że te dane trzeba jeszcze trochę zaniżyć. Gdy w sondażach opinii publicznej jest stawiane pytanie: "czy katolicy mają wpływ na życie parafii, i czy chcieliby mieć takowy", to 70 proc. badanych odpowiada, że takiego wpływu nie ma, ale co gorsza, tyluż samo odpowiada, że ich to nie interesuje. W sondażach chodzi oczywiście o deklaracje, a więc rzeczywisty poziom owego participantes będzie niższy. To jest wyzwanie dla Kościoła i duszpasterzy, aby mimo bierności wielu informować wiernych, angażować ich, spotykać się z nimi i zapraszać. Jak mówią socjologowie, dechrystianizacja Europy przyszła przez zaniedbania w duszpasterstwie. I dlatego przezwyciężenie tego kryzysu może nastąpić przez większe zaangażowane duszpasterstwo.
Słabością Kościoła w Polsce i naszych parafii jest inercja, czyli bierność, bezwładność, niechęć do czynu. Nawet jeśli owoce naszego działania duszpasterskiego nie satysfakcjonują, to nie znaczy, że mamy zaprzestać tego działania. Przecież nam zależy na prowadzeniu ludzi do Pana Boga, na ich nawróceniu, a takie owoce nie rodzą się od razu. Można uczestniczyć w rekolekcjach, pielgrzymce, ŚDM, a się nie nawrócić. Ale to nie znaczy, że doświadczenie takie nie miało sensu. Chodzi też o zwrócenie uwagi na pracę w małych grupach, bo w nich dokonuje się bardziej podstawowa, duchowa praca.
Pamiętam z mojej młodości kapłańskiej, gdy przeżywaliśmy w Kościele w Polsce Wielką Nowennę przed Tysiącleciem Chrztu Polski. Owoców nie widzieliśmy od razu. Opatrznościowy wymiar tego dzieła zobaczyliśmy dopiero przy upadku komunizmu.