Pogrzeb młodego księdza zgromadził w Kuczborku rzeszę księży i wiernych świeckich.
Za mały był kościół, aby pomieścić wszystkich, którzy chcieli się modlić przy trumnie ks. Sławka Grzeli, 29-letniego wikariusza parafii Matki Bożej Królowej Polski w Mławie, który zmarł po długiej i ciężkiej chorobie. Ostatnim akordem jego ziemskiego życia była Msza św. – On żył Mszą św., każdym jej gestem, słowem, tajemnicą. Na każdej Mszy św., przy ołtarzu jest cały świat: rzeczy widzialne i niewidzialne, i święci, i dusze czyśćcowe, i jest ks. Sławek – mówił w czasie homilii ks. Dawid Tyborski, przyjaciel zmarłego i wikariusz parafii Trójcy Świętej w Kościerzynie (diecezja pelplińska).
Liturgii pogrzebowej przewodniczył biskup Mirosław Milewski, który dziękował zmarłemu księdzu za wielkie świadectwo umiłowania Mszy św. i liturgii Kościoła oraz głębokie zjednoczenie z Jezusem w chorobie.
– Pierwsza myśl, gdy stoimy nad trumną księdza Sławka, to ta, że jego już nie ma. Ale to fałsz, bo my nie rozpoznajemy, że on tu jest, na tej Mszy św., przy ołtarzu – akcentował kaznodzieja.
Nawiązując do odczytanej w czasie liturgii Ewangelii o spotkaniu zmartwychwstałego Jezusa z uczniami idącymi do Emaus (Łk 24, 13-35) i o cierpliwym przezwyciężaniu przez Pana niewiary swych uczniów, ksiądz Tyborski mówił o chorobie i cierpieniu ks. Grzeli, w której zwyciężyła wiara. – Sławek miał wiele pytań i planów. Kiedyś, gdy już chorował, pytał mnie: "Po co Pan Jezus zrobił mnie księdzem, skoro nic nie mogę dla Niego zrobić?". Pytałem go wtedy: "A jakie jest zadanie księdza?". A on wtedy: "Być z Jezusem". W ten sposób sam odpowiedział na to pytanie, bo przez cierpienie głębiej wszedł w tę zażyłość z Boskim Mistrzem, który również cierpi – mówił ks. Dawid.
– Wszystkie nasze rozczarowania, podobnie jak w przypadku uczniów z Emaus, pokazują, że z jednej strony kochamy Pana, lecz z drugiej strony wciąż myślimy po ludzku. Ksiądz Sławek oddał swoje rozczarowania Jezusowi i po prostu z Nim był. Dlatego śmierć nie ma nad nim żadnej władzy, bo on wcześniej oddał się w ręce Chrystusa, który jest zmartwychwstaniem. Naszym powołaniem jest życie, bycie z Jezusem. Ksiądz Sławek odkrywał to w swojej chorobie. Na dzień przed śmiercią powiedział do swojej mamy: "Pan Jezus mnie woła…". I umierał wtulony w ramiona swego taty. On także w swojej żywiołowości, młodzieńczej spontaniczności i poczuciu humoru umiał wpatrywać się w Jezusa, który jest życiem – akcentował ks. Dawid Tyborski.
Przy trumnie, obok najbliższej rodziny stali harcerze. To z nimi był szczególnie związany zmarły kapłan. Kondolencje przesłał biskup polowy Wojska Polskiego gen. Józef Guzek, który jest delegatem Konferencji Episkopatu Polski do spraw duszpasterstwa harcerzy. "Miałem okazję odwiedzić zmarłego w szpitalu. Mimo cierpienia i bólu był pełen ufności i poddania się woli Bożej. Jestem przekonany, że na progu domu Ojca czeka na niego błogosławiony ks. Stefan Wincenty Frelichowski, patron harcerzy, z którym się zaprzyjaźnił w czasie tych paru krótkich lat gorliwej służby kapłańskiej" – napisał biskup Guzdek.
Przy trumnie zmarłego stanęły poczty sztandarowe i znak pielgrzymkowy grupy miedzianej z Mławy, której przewodnikiem do Częstochowy był ks. Sławomir. Tych wymownych znaków w liturgii było więcej, a w czasie pogrzebu szczególnie one przemawiają. Sam biskup był ubrany w ornat z harcerskimi symbolami, które były tak drogie dla zmarłego księdza. Blisko trumny i ołtarza byli też jego rocznikowi koledzy, z którymi wędrował przez seminaryjne lata. Co ciekawe i dające do myślenia z wystroju kościoła w Kuczborku, to jeszcze jeden znak, który może nieoczekiwanie przełożył się na życie i kapłaństwo ks. Sławka Grzeli. W tym kościele stacje drogi krzyżowej rozpoczynają się od prezbiterium, są bardzo blisko ołtarza, podobnie jak stało się to w życiu tego młodego księdza, który szybko do swego kapłaństwa przyjął krzyż i cierpienie choroby.
I na koniec, jeszcze jeden znak. Już na cmentarzu, gdy trumna ks. Sławka spoczęła w grobie, posypały się na nią białe róże: z kolcami, ale z jeszcze piękniejszymi kwiatami.
Czytaj więcej: