Realistyczne i wzruszające były obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej w Mławie. Podpisano manifest pokoju, a na Starym Rynku w rekonstrukcji historycznej odegrano niemiecki nalot na miasto.
Kiedyś to było miasto nadgraniczne, przez które wiodła najkrótsza droga z Prus Wschodnich do Warszawy... i to dlatego jeden z pierwszych ciosów hitlerowskie Niemcy zadały Mławie. Mieszkańcy miasta, ku przestrodze, co roku przypominają, że wojna powinna przerażać, i że ze wszystkich sił trzeba budować pokój. W tym roku ten apel by szczególnie wyraźny, i przybrał formę międzynarodowego "manifestu pokoju", który podpisali Sławomir Kowalewski, burmistrz Mławy i przedstawiciele czterech miast zaprzyjaźnionych z Mławą: z Litwy, Niemiec, Włoch i Północnej Macedonii.
- Najwyższy czas, abyśmy docenili pokój i go budowali, zaczynając od naszych bliskich - mówił burmistrz Mławy. W części oficjalnej wzięli m.in. udział, jak co roku, żołnierze 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej - która jest spadkobierczynią i kontynuatorką 20. Dywizji Piechoty, która 80 lat temu biła się z Niemcami pod Mławą.
Jak przypomniano w czasie uroczystości, w tym roku na uroczystości zabrakło weteranów tamtej bitwy, m.in. prof. Ryszarda Juszkiewicza, mławskiego historyka, który z wielką pasją i pieczołowitością zbierał świadectwa i pamiątki po II wojnie światowej na tym terenie. Ale na szczęście, dzięki młodszym pasjonatom historii i Mławskiej Grupie Rekonstrukcji Historycznej Ludności Cywilnej, od 2008 r. w mieście jest odgrywane widowisko przedstawiające nalot na miasto. 120 osób odgrywało role cywilów, zaś 40 - wojskowych - wszyscy skupieni wokół mławskiej GRH Ludności Cywilnej.
"Gdzie są mławianie z tamtych lat? Jak wyglądał ich świat" - to było pytanie wywołujące niezwykły obraz przedwojennej Mławy: bardzo żywej, kolorowej, rozmaitej. Z największym kunsztem przedstawili ją rekonstruktorzy w strojach, zachowaniu i dialogach. Wydawało się, jakby część Starego Rynku stała się Mławą z końca lata 1939 roku: były kramy, karczma, sklepiki, przydrożny krzyż, targ z żywymi końmi, wozami i dorożką, krowa, a nawet koza. Była klasa dziewcząt ze szkoły powszechnej, nowożeńcy, starsze panie, przekupki, mieszczanie i Żydzi. Podziwiać można było detale, wigor życia, scenki rodzajowe, a między nimi rosnący niepokój. Bo gdy miała przyjść wojna, najpierw do miasta wkradł się wielki lęk, jakby pierwszy nalot, nie bombowy, ale nalot lęku.
A gdy przyszedł 1 września, i zaczęto bombardować miasto (a trzeba pamiętać, że 70 proc. Mławy było zniszczone), i były pierwsze ofiary śmiertelne - to również te chwile zostały oddane z całym realizmem w rekonstrukcji: był samolot przelatujący nad rynkiem i obniżający swój lot, i wybuchy pirotechniczne, i dym z wieży ratusza i dzwonnicy, i wielki dramat zabitych oraz rannych. Po bombardowaniu weszli na rynek bezduszni i bezwzględni Niemcy - wszystko jakby działo się naprawdę. Jak zapewniają organizatorzy, w tej inscenizacji chodziło o pokazanie dramatu ludności cywilnej. Jakby kwintesencją tego obrazu był ojciec, który szukał swego dziecka. Niestety, leżało martwe na ulicy. Wziąwszy je na ręce niósł przez miasto, aż pod krzyż...
Tak realistyczny obraz, który wzruszył i przeraził zobaczyły setki mławian i gości.
Zakończeniem obchodów było złożenie biało-czerwonych zniczy w różnych miejscach pamięci na terenie miasta.