Od 25 lat działa w Płocku Katolickie Stowarzyszenie Pomocy im. św. Brata Alberta. To, że wciąż istnieje i pomaga, bez specjalnego wsparcia od innych, to cud - uważa prezes Anna Kozera.
Są dwa bieguny działalności tego katolickiego stowarzyszenia w Płocku: to sanktuarium na Starym Rynku - miejsce objawień Pana Jezusa Miłosiernego - i podwórko na Starym Mieście, gdzie ma ono swoją siedzibę: gdzie na potrzebujących czekają "Kromka Chleba", "Ciepła Izba" czy Miejska Świetlica dla Dzieci i Dom Dziennego Pobytu dla Seniorów. To właśnie w tych dwóch miejscach: modlitwy i czynu, odbył się srebrny jubileusz stowarzyszenia. W czasie Mszy św. bp Piotr Libera zwrócił uwagę, że:
działalność stowarzyszenia jest na wskroś przeniknięta duchem Ewangelii, która nieustannie wzywa do okazywania czynnej miłości drugiemu człowiekowi.
- Gdy w Ewangelii Jezus mówi: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże", to w tych słowach po raz kolejny przypomina, że nie przyszedł na ten świat, aby spotykać się z wielkimi, możnymi, silnymi, znaczącymi, ale przyszedł zwłaszcza do tych słabych, do najmniejszych, tych, którzy często nie potrafią udźwignąć ciężaru codzienności. To im chce pomagać, to ich ciężary chce dźwigać, to im chce błogosławić - mówił biskup płocki. Przypomniał także, że droga służby drugiemu człowiekowi rozwija i pielęgnuje w nas obraz Boga.
- Do działania zainspirowały mnie słowa Jana Pawła II, który kiedyś powiedział, że powinniśmy zostawić po sobie jakieś dobre dzieło i budować cywilizację miłości. Zastanawiałam się więc: jakie? Do działania na polu społecznym zachęcał mnie bardzo bp Zygmunt Kamiński. I był jeszcze ówczesny prezydent Płocka Andrzej Drętkiewicz, który prosił mnie, abym zajęła się biednymi dziećmi w mieście - mówiła na jubileuszowym spotkaniu w siedzibie stowarzyszenia Anna Kozera - założycielka i od początku prezes płockiego Brata Alberta.
Tak też się stało: - Zaczęło się od dzieci. Pamiętam je dobrze, gdy przychodziły na stołówkę. Niektóre z nich były małe, biednie ubrane, siadały za stołem i czekały na kanapkę. Przychodzili i tacy biedni, którzy mówili, że zrobią wszystko "za kromkę chleba" - wspominała. Przez 25 lat żadne z dzieł Brata Alberta nie upadło. - Ta bieda jest ciągle. Zajmujemy się najbiedniejszymi; tymi, którzy nie potrafią sobie poradzić w życiu, choć tak bardzo przydałoby się nam większe wsparcie z miasta czy zakładów pracy. Ale mimo wszystko, pomagamy... - dodała Anna Kozera.
Biskup Libera dziękował stowarzyszeniu i jego prezes za wierność ideałom, które były u początków tej działalności: tych ewangelicznych i albertyńskich:
Tu nie chodzi o filantropię, ale o wyraźną dobroczynność, która wyrasta z Ewangelii. Gdy naszemu społeczeństwu z jednej strony coraz lepiej się powodzi, a z drugiej strony wciąż nie brakuje biednych i potrzebujących, nie może ulec stępieniu nasza wrażliwość na bliźniego w potrzebie.