- Są sprawy, które nas różnią, ale to nie znaczy, że nie możemy współpracować i modlić się o Ducha Świętego - mówił w drugim dniu spotkań ekumenicznych ks. prof. Henryk Seweryniak.
Kościół św. Jana Chrzciciela jest szczególnym miejscem na mapie płockiego ekumenizmu. Tam rozpoczynają się doroczne modlitwy o zjednoczenie chrześcijan, jest to również miejsce drogie dla mariawitów i związane z przeżyciami mistycznymi ich założycielki Marii Franciszki Kozłowskiej.
- Ale dziś łączy nas pamięć o tych, którzy przed nami trudzili się dla ekumenii i w Płocku stawiali pierwsze kroki w tej przestrzeni. Ta ekumenia bierze się również z doświadczenia naszego przemijania i śmierci, które dotyczy każdego człowieka, dlatego modlimy się dziś i pamiętamy o ludziach ekumenii - mówił ks. prof. Seweryniak, wieloletni diecezjalny duszpasterz do spraw ekumenizmu.
W kazaniu przypomniał postać ks. inf. Wacława Jezuska, który był prekursorem spotkań katolicko-mariawickich. - Znał ich założycielkę i na wykładach w seminarium podkreślał, że "ona miała jakiś charyzmat". Ale później to wszystko poszło za daleko: w nieposłuszeństwie wobec biskupa, Stolicy Apostolskiej i wobec Tradycji Kościoła, stawiając przed sobą niezrozumiały dla Kościoła cel - mówił ks. prof. Seweryniak. - Także Karol Wojtyła poznał mariawityzm i kiedyś, przy okazji wizyty w Płocku, odwiedził ich katedrę i złożył ofiarę na ich świątynię. Ale nigdy nie zdecydował się na uznanie wizji matki Kozłowskiej za objawienia. Nigdy do tego nie doszło, nigdy takiego kroku nie potrafiliśmy zrobić i pewnie nigdy nie będziemy potrafili, być może nigdy do tego nie dojdzie... Ale przecież to nie oznacza, że nie możemy się spotykać, ze sobą rozmawiać i sobie pomagać i że nie powinniśmy razem się modlić o Ducha Świętego - mówił w kazaniu ks. prof. Seweryniak.
Kreśląc sylwetkę ks. inf. Jezuska, zwrócił uwagę na diametralnie różną jego postawę wobec mariawitów przed i po Soborze Watykańskim II. Mówił, że ekumenizm budują ludzie, które zmieniają na lepsze swoje postawy. Przykładem był tu ks. Jezusek. - Był człowiekiem bezkompromisowym i jawnie sprzeciwiał się mariawitom, zgodnie z Ewangelią odpowiadał na wszystkie pytania "tak-tak, nie-nie". Ale gdy przyszedł sobór, ks. Jezusek zmienił swoją postawę. Chcąc okazać wierność Kościołowi zauważył, że sobór każe płynąć łodzi Chrystusowej nie gdzie indziej, ale "inaczej". Zaczął więc próbować nadążyć za tą płynącą po nowemu łodzią Kościoła, a dotyczyło to w jego przypadku zwłaszcza stosunku do mariawitów. Zaprzyjaźnił się z kapłanami mariawickimi, m.in. z ks. Gracjanem Simonem, ojcem duchownym mariawickiego seminarium. Często się z nim spotykał, próbował nawet zainteresować sprawą mariawityzmu Stolicę Apostolską - mówił kaznodzieja.
Waleria Gordienko