Ciechanowska Victoria to coś więcej niż chór.
– Była to przykrywka do tajnego nauczania w zaborze rosyjskim. Grupa 20 wykształconych dziewcząt obejmowała tajnym nauczaniem ponad 100 dzieci. Oficjalnie działały pod szyldem stowarzyszenia śpiewaczego, czyli były chórem, ale przy okazji uczyły polskiego – opowiada Dominik Molewski, organista w farze i kierownik chóru. Przekazy historyczne wspominają również o koncertach charytatywnych organizowanych przez koło śpiewacze. Do dziś zachowało się w kronice pamiątkowe zdjęcie, na którym widnieją założycielki. Odwaga pionierów połączyła się z pasją śpiewania i w ten sposób powstał międzypokoleniowy most. Do sukcesów chóru przyczynili się przede wszystkim znakomici organiści ciechanowskiej fary. Po Konstantym Lamparskim był Stanisław Cieślak, a następnie Antoni Szczepański. Zasłużonym w pracy z chórem był Tadeusz Wąsicki, który w dowód uznania za wieloletnią pracę został odznaczony papieskim medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”. Na początku lat 90., za czasów ks. proboszcza Ireneusza Wrzesińskiego, w chórze pojawiło się wielu młodych ludzi, nastąpiła wymiana pokoleniowa. Obowiązki organisty pełnił wówczas Jan Koszela. – Wtedy byliśmy młodsi, więcej w nas było energii. Jedni drugich namawialiśmy. Większość miała już jakieś przygotowanie. Część z nas należała do chórów szkolnych, inni do chórów kościelnych, jednak każdy z nas znał się na śpiewie chóralnym – wspomina Marek Rogowski, śpiewający w chórze od przeszło 24 lat. Trwała systematyczna praca, z podziałem na głosy, którą od 21 lat kontynuuje Dominik Molewski, absolwent muzykologii na KUL oraz studium podyplomowego w zakresie dyrygentury na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. – To moje życie. Od zawsze lubiłem muzykę i wszystko, co z nią związane: śpiewanie, granie itd. W Elblągu byłem dyrygentem chóru, który liczył ok. 60 osób. Teraz w Ciechanowie pracuję z 40-osobowym chórem – mówi D. Molewski. Niestety, chór się starzeje. Jest w nim zaledwie troje 40-latków, reszta to osoby po sześćdziesiątce. Do najdłużej śpiewających w chórze Victoria należą Maria Leśniewska, Marek Rogowski oraz Hanna Rokicka-Pastecka. – Do śpiewania zachęcił mnie film o Mozarcie i wykonanie „Ave Verum Corpus”. Kiedy miałam dwadzieścia kilka lat, rozpoczęłam na dobre swoją przygodę z chórem Victoria – wspomina Maria Leśniewska. – Nie ma piękniejszego repertuaru jak pieśni kościelne. To wszystko wzbogaca człowieka i sprawia, że jest on nieco bliżej nieba. Jeśli ktoś pokochał muzykę chóralną, muzykę kościelną, to będzie z nią związany aż do śmierci! Z kolei Marek Rogowski śpiewanie w chórze zawdzięcza rodzicom. – Miałem takie zobowiązanie rodzinne, aby kontynuować to dzieło. Moi rodzice śpiewali w chórze kościelnym w Sulerzyżu. Tata często zabierał mnie na próby chóru. Tam uczyłem się gry na fortepianie – wspomina. Dla Barbary Więckowskiej śpiewanie było ukojeniem po stracie męża. – Muzyka mnie uspokajała. Wraz z modlitwą była dla mnie najlepszym lekarstwem na oswojenie się z rozłąką i stratą. Zawsze byłam wierząca, a moja dusza od lat do modlitwy potrzebowała muzyki – opowiada. Dzisiaj śpiewa nie tylko dla siebie, ale także z myślą o innych, aby mogli jeszcze mocniej odczuwać łaskę modlitwy i budować relację z Bogiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Otłowska