Prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, min. Mirosław Koźlakiewicz i historyk Jacek Pawłowicz byli jednymi z gości XI Sympozjum Akcji Katolickiej Diecezji Płockiej o "świadkach Niepodległej".
Tegoroczne sympozjum było wymownym podsumowaniem obchodów 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w naszej diecezji i regionie. Stało się to przez wspomnienie, świadectwo i pytanie, które winno się stać patriotycznym echem w sumieniach uczestników tego wydarzenia.
Najpierw było pytanie, które postawił bp Piotr Libera już w czasie Mszy św., sprawowanej na rozpoczęcie diecezjalnego spotkania Akcji Katolickiej w katedrze: - Co jest celem naszego pokolenia w odniesieniu do ojczyzny? Co jest celem ludzi wierzących zrzeszonych w Akcji Katolickiej? Myślę, że w jakiś sposób perspektywę wyznacza nam Jezus w Ewangelii, pełnym niepokoju pytaniem: "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18,8).
- Odnosząc te słowa do naszej rzeczywistości można by zapytać: czy Boży Syn znajdzie wiarę na polskiej ziemi, kiedy nadejdzie powtórnie? To pytanie ma prawo budzić niepokój, może lęk w naszych sercach, ale jednocześnie wskazuje nam zadanie, które winniśmy podjąć. Jakie to zadanie? Ocalić wiarę naszych przodków, bronić tradycji ojców, nie zaprzepaścić duchowego i moralnego dziedzictwa, które zostawiły nam poprzednie pokolenia - mówił ks. biskup w kazaniu.
Później, już na Sali Barokowej w opactwie, szczególne świadectwo połączone z apelem złożył prof. Krzysztof Szwagrzyk, zastępca prezesa IPN, który od lat poszukuje grobów ofiar stalinowskich mordów. - Gdy w 1918 roku powstała II Rzeczpospolita, choć wciąż toczyły się walki o ustalenie granic odrodzonego państwa, od samego początku miano w wielkiej czci narodowych bohaterów: tych z powstania styczniowego i innych powstań, tych walczących na różnych frontach I wojny światowej. Kto bił się o wolność Polski, był ukazywany jako wzór. Publicznie okazywano im szacunek, oddawano honory na ulicach, na nich kształtowano postawy patriotyczne u młodzieży i ówczesnego wojska. Były to osoby obecne i wyraziste w tamtej przestrzeni publicznej. Owoce tej pracy wychowawczej można było zobaczyć już we wrześniu 1939 roku, i później w czasie okupacji i powstania. Później, po '45 roku wszystko się zmieniło, bo bohaterami nazywano tych, którzy w 1920 roku szli z wojskiem bolszewickim na Polskę, i im podobnych. A prawdziwi bohaterowie byli prześladowani, przemilczani, zepchnięci na margines i do więzień, często zdeterminowani do wykonywania zajęć i zawodów nawet ich upokarzających.
- Niestety, po 1989 roku wciąż nie wyróżniono bohaterów, i nie powiedziano, kto bohaterem nie jest, a pod tytuł kombatanta podpisało się wielu ludzi niegodnych. To nie tylko symboliczny zbieg okoliczności, ale smutne fakty: w 2014 odnaleźliśmy grób Inki, a trzy miesiące później zmarł jej kat. Na jego pogrzeb była już przygotowana kompania honorowa wojska polskiego, bo ten kat był przecież kombatantem. Inny z bohaterów opozycji antykomunistycznej został awansowany na stopień generalski i otrzymał przy tej okazji symboliczną szablę. Po kilku dniach doręczono mu pismo, w którym został poinformowany, że od tej szabli musi odprowadzić podatek od wzbogacenia, a jeśli nie ma takich możliwości finansowych, może się odwołać stosownym pismem... A więc, jak się czci bohaterów we współczesnej Polsce? - pytał retorycznie prof. Szwagrzyk.
- Dopiero teraz państwo polskie, także poprzez nadanie specjalnych uprawnień, spełnia w sposób rzeczywisty, a nie jedynie deklaratywny, swój obowiązek wobec żołnierzy wyklętych i członków opozycji antykomunistycznej. Ale trzeba więcej. Trzeba jeszcze, aby nasi bohaterowie znaleźli się w sposób trwały w przestrzeni publicznej: w mediach, szkole i rodzinie. Po tym wszystkim, co dla Polski zrobili i wycierpieli, niech będą obecni, docenieni i pamiętani. Trzeba odrzucić tezę, że "wszyscy byliśmy umoczeni w komunizm", bo przecież byli ci, którzy strzelali i ci, których mordowano, byli kaci i ofiary. Dlatego, aby na szlaku pokoleń dobrze się działo, trzeba szukać prawdziwych bohaterów - akcentował z mocą wiceszef IPN, a jego słowa zostały przyjęte gromkimi brawami.