W gminie i parafii Janowiec Kościelny upamiętniono jedną z katyńskich ofiar - nadkomisarza przedwojennej straży granicznej Bronisława Borowca.
To tereny najbardziej wysunięte na północny - wschód diecezji płockiej. Tu przed wojną biegła granica polsko - niemiecka, i tu w okręgu pomorskim służył Bronisław Borowiec, który trafił do obozu jenieckiego w Ostaszkowie i został zamordowany w Miednoje, strzałem w tył głowy przez NKWD. Teraz ma na tej ziemi swój żywy pomnik - dąb pamięci i tablicę, znajdujące się przed budynkiem OSP w Szczepkowie Borowym. W uroczystość zasadzenia dębu włączyła się lokalna społeczność, a szczególnym gościem wydarzenia był syn nadkomisarza - Ryszard Borowiec, który przyjechał do Janowca wraz ze swoim najstarszym synem, pokonując prawie 500 km.
Przed ceremonią w Szczepkowie Borowym została odprawiona Msza św. w kościele parafialnym, której przewodniczył ks. Henryk Lewandowski, proboszcz parafii w Dobrzyniu nad Wisłą, który przed laty, jeszcze jako ksiądz z kilkuletnim stażem, pracował w Janowcu Kościelnym. To właśnie ks. Henryk był tą osobą, od której po raz pierwszy dowiedziała się o Katyniu inicjatorka tego wydarzenia Beata Jóźwiak, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Zawiszy Czarnego w pobliskim Waśniewie Grabowie. W kazaniu ks. Lewandowski mówiąc o Bronisławie Borowcu, kilka razy zaznaczył "nasz brat - on tu jest z nami... on żyje". Mówił też, że pracując jako misjonarz w Rosji, dane mu było odwiedzić tamtejsze miejsca kaźni Polaków: Twer, Katyń, Ostaszków, Miednoje. - Oni z tego Ostaszkowa jechali i myśleli, że na rozprawę... Wiązano im ręce z tyłu drutem kolczastym, potem go zabrakło, to wiązano ich kablem. Zabijani strzałem w tył głowy… najbardziej męczyli się zabijający i ładujący ciała na ciężarówki…Tam chce się płakać, tam drzewa płaczą - wspominał przejmująco ks. Lewandowski.
W czasie uroczystości wielokrotnie przypominano, że przez prawie 50 lat nie można było mówić głośno o Katyniu. A jednak przekazywano jakoś tę prawdę: w rodzinach, w szkołach, na lekcjach religii odbywających się, tak jak tu przed laty, w domach. - W mojej szkole, w samochodówce w Toruniu, gdy historyk mówił o Katyniu, jeden z uczniów musiał stać za drzwiami, sprawdzał czy nikt nie doniesie. Jaka wielka odwaga, że nam wtedy o tym mówił. Mógł stracić pracę i mieć bardzo duże problemy. Dziś żyjemy w wolnej Polsce, ale dziś za tę wolność odpowiadamy - zauważył ks. Jacek Lubiński, proboszcz parafii w Janowcu Kościelnym.
O pielęgnowaniu i przekazywaniu tej pamięci mówił także, już w trakcie ceremonii w Szczepkowie Borowym Jan Domański, członek Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Olsztynie, który przywiózł ziemię z Miednoje, gdzie spoczywają doczesne szczątki nadkomisarza Bronisława Borowca, i odczytał list okolicznościowy od prezes stowarzyszenia. - Przez blisko 50 lat nie można było wypowiadać słowa Katyń, wspominać o tych, którzy oddali swoje życie za ojczyznę. Groziły za to surowe represje. Na zawsze mieli pozostać bezimienni, zasypani w zbiorowych mogiłach, na których wyrósł las. Rodzinom nie pozwalano na stawianie symbolicznych grobów. Wszystko robiono, aby zatrzeć pamięć o ofiarach, blisko 22 tys. Polaków. Pamięć nie dała się zgładzić, była pielęgnowana w rodzinnych domach, przekazywana kolejnym pokoleniom. Dzisiaj możemy otwarcie wspominać swoich bliskich. Ja od dziecka znałem ten problem, bo brat mojego dziadka był jedną ofiar odkrytych i zidentyfikowanych już w 1943 r. - mówił J. Domański. Przypomniał też, że placówki straży granicznej, jako pierwsze przystąpiły do odparcia niemieckiej agresji, a jej funkcjonariusze wykazali się dużą odwagą.
W czasie uroczystości zabrał głos syn upamiętnionego pogranicznika, Ryszard Borowiec, który przypomniał, że jego ojciec, urodzony w Starym Samborze koło Lwowa, walczył w młodości o to miasto, a w 1920 w wojsku polskim uczestniczył w obronie Warszawy. Potem służył w służbie granicznej. - Wojna, wielu ludziom narobiła mnóstwo krzywdy. Mój ojciec trafił do niewoli radzieckiej, do obozu jenieckiego w Ostaszkowie, skąd wywozili ich do Tweru. Mordowano ich i wywożono na zbiorowy pochówek - wspominał. - Ta uroczystość to jest dla mnie bardzo wzruszające wydarzenie, jestem pełen uznania dla pani dyrektor - zaznaczył.
W czasie uroczystość w Szczepkowie Borowym ks. Jacek Lubiński poświęcił tablicę, a dąb pamięci zasadzili Ryszard Borowiec wraz z Janem Domańskim, przy wsparciu młodzieży szkolnej. Pod sadzonkę, została podsypana symbolicznie ziemia, przywieziona z Miednoje. - Tu wszyscy się bardzo zaangażowali, bo i mieszkańcy Szczepkowa Borowego, nauczyciele z naszej szkoły, a także wiele osób ze Stowarzyszenia Rozwoju Wsi Szczepkowo Borowe. W czerwcu, Janusz Zawadziński, powiedział mi, że komisarz straży granicznej Borowiec zginął w Katyniu. I od tego tak naprawdę się wszystko zaczęło - wspominała w czasie uroczystości dyrektor podstawówki w Waśniewie-Grabowie.
Bronisław Borowiec to nie pierwsza postać, którą upamiętniła społeczność szkolna. Dwa dęby pamięci rosną już przed jej budynkiem. - Wzrusza mnie, że przy tych dębach, które są u nas przy szkole, widzę, jak przechodzą dzieci, modlą się, zapalają znicze. Kiedyś, patrzę, w śniegu klęka odruchowo jakiś maluch. Nieraz na religii wychodzą i żegnają się. Tutaj ta pamięć przetrwa. Myślę, ze nam Katyń nie będzie obojętny - zaznacza pani dyrektor.
W uroczystości posadzenia dębu pamięci wzięli udział m.in. żołnierze 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej im. Zawiszy Czarnego, poczty sztandarowe, władze lokalne.
am