Wejście pielgrzymki do Gostynina to święto - jest orkiestra, mieszkańcy na ulicach i suto zastawione stoły.
Sama nazwa Gostynin przecież zawiera w sobie słowo "gościnność"... - mówią z uśmiechem mieszkanki tego miasta. Przy kościele parafii św. Marcina pod spadzistym dachem ustawiono rząd stołów. Co serwowała "gostynińska kuchnia" pątnikom w pierwszym dniu pielgrzymki? Były sałatki, surówki, kotlety, zupy, ogórki, słodkie bułeczki. A wszystko okraszone wielką życzliwością i uśmiechem. - Dzielimy się pracą, nie jest tak, że jedna gospodyni coś szykuje, ale każda coś w domu robi. Cieszymy się, że możemy coś z siebie dać - mówią panie z parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
W przygotowanie włączają się mieszkańcy obu parafii gostynińskich, osoby zaangażowane w różne ruchy i wspólnoty, ale nie tylko. - Włączają się też inne osoby, które chcą czynić dobro. Każdy dzisiaj chce coś z siebie dać. Niektórzy goszczą pielgrzymów na obiedzie u siebie w domu. Pątnicy przyjmowani są też na plebanii obu parafii i w siedzibie straży pożarnej. Gdy przychodzą pielgrzymi, trudno się nie cieszyć. To jest święto, wyjątkowy czas. Modlimy się za tych, którzy idą w pielgrzymce, oni się za nas modlą, dziękując, że nie są głodni, i to jest takie radosne - mówią panie Halina, Wioletta, Jola i Danuta.
Pielgrzymi przybyli w poniedziałek do Gostynina wczesnym popołudniem. Przy kościele witali ich i pozdrawiali mieszkańcy i orkiestra strażacka, która zagrała dla każdej wchodzącej grupy. - Do tej pory szło się rewelacyjnie. Nie ma upału i nie pada - cieszy się pątniczka Anna z Dobrzynia nad Drwęcą. Pani Ania zaczęła właśnie urlop, który niemal w całości spędzi na szlaku na Jasną Górę. - Stwierdziłam, że w codziennym życiu nie ma za wiele czasu na modlitwę i postanowiłam, że ten urlop poświęcę cały dla Boga. To moja trzecia pielgrzymka na Jasną Górę. Najlepsze w niej to jest poczucie wspólnoty i to, że ludzie obcy stają się nam bliscy. Minusów na razie nie widzę... - śmieje się pątniczka Anna.
- Jestem w służbie muzycznej, to moja druga pielgrzymka. Przyciąga mnie tu chęć, by być bliżej Boga i rodzinna atmosfera. W ubiegłym roku miałam kontuzję i na koniec dojechałam na Jasną Górę. Co się tam czuje? Megaradość... - mówi Zuzanna, która mieszka niedaleko Żuromina.
- Narzekamy często, że świat jest taki okrutny, a ludzie są zapatrzeni w siebie. Tu jednak widzi się wielką życzliwość. Ludzie wystawiają jedzenie, częstują, czym mogą. Taka życzliwość, serdeczność w dzisiejszych czasach to towar raczej deficytowy, więc warto pójść na pielgrzymkę, by tego doświadczyć. Tu można nauczyć się, jak doceniać, to co mamy. Często traktujemy Boga, jak złotą rybkę: "ja chcę i proszę spełnić moje życzenia". A tak naprawdę Pan Bóg wie najlepiej, co jest dla mnie dobre, co jest potrzebne. Nie zawsze można pójść na pielgrzymkę, ale jak się jej doświadczy, to się tęskni. A wysiłek, ból? Bez poświęcenia nie ma nic wartościowego - mówią pątniczki Ewelina i Bogusia z grupy złotej.
am