- Droga Krzyżowa może być drogą po trzeźwość - usłyszeli w Świętym Miejscu uczestnicy pasyjnego nabożeństwa.
Nabożeństwo to zwykle kojarzone jest z Wielkim Postem, ale w parafii św. Stanisława BM w Świętym Miejscu odprawiane jest od kilkunastu lat w każdy piątek od Zesłania Ducha Świętego do końca września. W pierwszy piątek sierpnia - miesiąca abstynencji, już po raz kolejny plenerową Drogę Krzyżową na rozległym placu parafialnymi przy pięknych stacjach-kapliczkach poprowadzili członkowie wspólnot Anonimowych Alkoholików oraz grupy samopomocowych skupiające ich krewnych i przyjaciół z m.in. Ciechanowa, Mławy, Lekowa, Jednorożca, Turowa i Przasnysza.
- Boże, chyba wszystko już straciłem, a mogło być tak pięknie. Kochająca żona, trójka dzieci i wszystko na nic. Nie mam domu, jestem sam jak palec, a wszystko przez ten alkohol. Wiem, że mogę to tylko Tobie powiedzieć, bo już nikt mnie nie słucha - usłyszeli wierni przy I stacji.
Rozważania kolejnych stacji były przejmującym świadectwem człowieka, który przez nałóg alkoholowy stracił wszystko i stoczył się na dno. Pełne bólu pytania padły przy stacji X - Boże, zostałem pozbawiony wszystkiego: żony, dzieci, rodziny, przyjaciół, sąsiadów. Już nie wiem, kim jestem. Owszem, jeszcze oddycham, chce mi się jeść, ale czy jestem jeszcze człowiekiem?
- Boże, ileż to osób cierpiało z mojego powodu, raniłem ich uczucia, zawiodłem zaufanie. Przybijałem ich do krzyża i sprawiało mi to radość. Udowadniałem, jaki jestem silny, jak ci żołnierze, którzy przybijali Cię do krzyża, teraz rozumiem, że ta siła była tylko na pokaz. We wnętrzu strach i lęk, co będzie potem? Sporo tych gwoździ wbitych w Twoją belkę, ukochany Jezu, tyle łez, tyle krwi i w konsekwencji śmierć - wybrzmiało przy kolejnej, XI stacji.
Na koniec, przy ostatniej stacji pojawiła się iskierka niełatwej nadziei. - Boże, już od miesiąca nie piję, rozmawiam z Tobą. Nie wiem, co mam dalej robić. Boże, jeśli z Tobą rozmawiam, to może jest jeszcze jakaś szansa, może uda się wskrzesić moją martwą duszę? Powiedz, co mam robić? Wiem jedno: nie chcę już pić. Boże, pomóż mi. Nie chcę umierać, chcę być nowym człowiekiem. Pomożesz mi? - usłyszeli uczestnicy nabożeństwa.
- To są szczególne rozważania, bo zostały wzięte z życia, są oparte na życiu i tym wszystkim, co przeżywają ludzie, którzy w jakiś sposób wikłają się w chorobę alkoholową - uważa ks. Jacek Daszkowski, proboszcz parafii pw. św. Stanisława BM w Świętym Miejscu. - I dobrze, że jest taka intencja i że oni chcą i przychodzą, bo potrzebują też siły. Dla nich każdy dzień bez kieliszka to jest zwycięstwo nad alkoholem, nad własną słabością. I oni się z tego cieszą. Jako kleryk chodziłem na mitingi AA i wiem, jakie niesamowite świadectwa dawali panowie, którym udało się wyrwać ze szponów alkoholu i przeżyć rok, dwa, trzy lata, pięć lat. Była wtedy taka cisza, jakiej nie spotkałem nigdzie indziej. Mówili o własnym życiu i doświadczeniach: jak to się zaczynało, jak było w domu, jakie tragedie przeżywały ich żony. I to przypominało mi się podczas czytania dzisiejszych rozważań. Dobrze, że w taki sposób się modlimy, bo to jest życie wielu z tych osób, które to przeżywały, a dziś są wdzięczne Bogu za to, że udało im się wyrwać. Mam też nadzieję, że dzięki tej modlitwie niejeden w tej parafii nawróci się i wyrwie z nałogu. W Bogu jest siła i moc, ale jeżeli człowiek chce. Bo jeżeli nie chce, to nadal będzie w to brnął, a szatan nadal go będzie trzymał. Jeżeli człowiek chce, to Bóg przyjdzie z łaską i pomoże. Głęboko w to wierzę i dlatego modlę się razem z tymi, którzy przychodzą na te Drogi Krzyżowe. Dziękuję Panu Bogu za to, że są te Drogi Krzyżowe w Świętym Miejscu. Kiedy tak podczas nich chodzę i modlę się z wiernymi, to jestem Bogu wdzięczny, że możemy iść śladami Jezusa Chrystusa, Jego cierpienia i boleści. Jesteśmy wtedy tak blisko Niego - opowiada ks. Jacek.
- Dla mnie ta Droga Krzyżowa to podziękowania za trzeźwość męża i za jego zmianę, bo mogłam poznać, że można żyć inaczej - mówi Renata. - Było wiele osób, które wróciły do rodziny z dalekiej i ciężkiej drogi. Alkoholizm to choroba, która nie zna granic: zwykły pracownik, ojciec, matka, ksiądz, sędzia, adwokat i wiele innych zawodów. Nie przeszkadza dyplom, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to choroba i tylko chory może ją zatrzymać. Dla nas to ważne, żeby ludzie wiedzieli, iż są grupy samopomocowe. Nie tylko terapia, ale i człowiek człowiekowi może pomóc. Dla mnie to nowe życie, a w grupie druga rodzina - zwierza się uczestniczka nabożeństwa.
Wojciech Ostrowski