Mimo deszczu do sanktuarium w Oborach przyjechało w tę sobotę wielu pielgrzymów z całej Polski.
Było to XIX ogólnopolskie spotkanie czcicieli Matki Bożej z Góry Karmel. Pielgrzymi licznie wypełnili plac przed sanktuarium Matki Bożej Bolesnej podczas Mszy św.; uczestniczyli też w konferencjach, godzinie świadectw i modlitwie o uzdrowienie duszy i ciała, a przede wszystkim - mogli przyjąć szkaplerz karmelitański.
- Uwierzcie w wartość i głębię modlitwy do Matki Bożej. Jest to modlitwa, która w łatwy i prosty sposób wprowadza nas w głębię tajemnic Bożej miłości. Dzięki tej modlitwie zaczniemy głębiej rozumieć, co znaczy wierzyć w Boga, co to znaczy, że Jezus Chrystus dla nas, dla naszego zbawienia umarł na krzyżu - zachęcał w kazaniu o. Zbigniew Czerwień, radny prowincji i przeor klasztoru karmelitów w Krakowie.
- To wszystko, co się tutaj dzieje, jest dziełem Ducha Świętego, ale tego by nie było, gdyby, kochani, nie było was…Dzisiaj, kiedy rano wyjeżdżaliśmy z Krakowa, pomyśleliśmy, że pewnie będzie mniej osób, bo przecież były już w tym roku w Oborach różne uroczystości, wizyty charyzmatyków, i znowu jest mi wstyd, bo was nie doceniamy - mówił na zakończenie liturgii do pielgrzymów o. Bogdan Meger, prowincjał karmelitów w Polsce.
Rzeczywiście, Obory przyciągają ludzi z różnych stron. To miejsce ma swój szczególny duchowy charakter i koloryt, który tworzą malowniczo usytuowane sanktuarium, błonie z plenerową drogą krzyżową czy "źródełko Eliasza". Tu się przyjeżdża nie tyle, by zwiedzać, zachwycać się kolejną budowlą sakralną, ale by się modlić, jak mówią pątnicy.
- Mnie zachwyciła ta plenerowa droga krzyżowa. Można ją przejść w spokoju, ciszy, w zamyśleniu, co na przykład jest trudne na Jasnej Górze - mówi mieszkanka parafii św. Franciszka z Asyżu w Ciechanowie.
- Jestem tu pierwszy raz i bardzo mi się podoba, chociaż jeszcze wszystkiego nie obejrzałam, bo stałam w długiej kolejce do spowiedzi. Mimo deszczu dajemy sobie radę. Ten dzień jest jak święto, są głębokie wewnętrzne przeżycia - mówi parafianka z Zeńboka. Razem z innymi pątniczkami z tej grupy przyjmuje szkaplerz, bo wierzy, że da jej siłę.
W Oborach na każdym kroku widać modlitwę. Ludzie falami wlewają się do wnętrza sanktuarium, przed oborską Pietę; tu zostawiają wypisane na kartkach swoje prośby. W tłumie modlących się można zobaczyć niejednego mężczyznę, który klęczy, wznosi ręce. Są starsi i są młodzi. Wszyscy przynoszą tu swoje ważne, często bolesne intencje.
Wśród pątników są też trzy młode dziewczyny, rodzone siostry, które mieszkają w Turku. - Jesteśmy tu pierwszy raz, ale nasza mama tu jeździła i opowiadała nam o tym miejscu. Słyszałyśmy, że w Oborach dzieją się cuda, a my mamy swoje intencje. Najpierw straciliśmy tatę, a dwa miesiące później mamę. Na Boże Narodzenie nie było taty, a na Wielkanoc już ani jego, ani mamy. Kiedy moja kuzynka straciła mamę, a potem syna i mówiła, że gdyby nie Bóg, to by tego nie przeżyła, ja tego nie rozumiałam, a teraz sama mogę tak powiedzieć. Gdyby nie Bóg i wiara w to, że w niebie spotkam mamę, to bym tego nie udźwignęła - mówi jedna z sióstr.
Jak im się podoba w Oborach? Doceniają prostotę i duchowość tego miejsca. - Słyszymy, że Matka Bolesna wysłuchuje i dzieją się cuda. Wierzymy, że wyjedziemy stąd z nadzieją, napełnione siłą. Szukamy tej siły, żeby to wszystko sobie poukładać - mówi młoda kobieta.
am