Ks. prof. Wojciech Góralski o znaczeniu umowy podpisanej 25 lat temu między Stolicą Apostolską i Rzeczpospolitą Polską.
Duszą konkordatu jest art. 1, który mówi o zasadzie niezależności i autonomii każdego z podmiotów w swojej dziedzinie. Chodziło o dwustronne uregulowanie kompetencji państwa i Kościoła na powyższej zasadzie, odnosząc ją do różnych dziedzin życia i aktywności Kościoła katolickiego, m.in. katechizacji, udzielania sakramentu małżeństwa czy obsadzania urzędów kościelnych - mówi ks. prof. Wojciech Góralski.
- W myśl powyższej zasady państwo gwarantuje Kościołowi swobodę wypełniania swojej misji, a Kościół zobowiązuje się przestrzegać prawa polskiego i nie przekraczać swoich kompetencji. W konkordacie nie ma nawet cienia przywilejów dla Kościoła, o których można było usłyszeć w debacie politycznej. Przypomnę, że umowa ta opiera się na zasadzie separacji przyjaznej między tymi dwoma podmiotami. To dokument dobrej woli, bo mowa jest w nim o woli współdziałania, aby "trwale i harmonijnie uregulować wzajemne stosunki". Gwarantuje więc pokój społeczny, eliminuje napięcia, pozwala też innym Kościołom wprowadzić podobne regulacje z państwem polskim - wyjaśnia ksiądz profesor.
Dodajmy, że krytycy konkordatu są nadal obecni, źle interpretując m.in. zasadę niezależności i autonomii. W dyskusje te wkradają się wątki ideologiczne, dlatego potrzeba wciąż spotkań i woli cierpliwego dialogu.