Najbardziej wiarygodne świadectwa o Stanisławie Kostce.
Warto uczyć się od św. Stanisława Kostki, biorąc za punkt wyjścia doświadczenie świętych, którzy najpierw Stanisława spotkali i wydali o nim dobre świadectwo. U Księży Jezuitów w Rzymie znajduje się oryginalny list napisany przez św. Piotra Kanizjusza, zaadresowany do św. Franciszka Borgiasza i dotyczący św. Stanisława Kostki; z tego też powodu zwany jest przez niektórych listem "trzech świętych". Jest to szczególny dokument i świadectwo o świętości naszego Stanisława Kostki.
Po tym, jak Stanisław opuścił potajemnie latem 1567 r. Wiedeń, udał się do Dylingi w Bawarii, aby realizować swój plan wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego. Tam został przyjęty przez ówczesnego prowincjała jezuitów niemieckich Piotra Kanizjusza, późniejszego świętego. Aby przekonać się, czy rzeczywiście pragnienie Stanisława było autentyczne, prowincjał skierował go na kilka tygodni do prac w kolegium, wymagających szczególnej pokory i bezwarunkowego przyjmowania woli przełożonych. Kandydat, pochodzący przecież z rodziny szlacheckiej, doskonale się sprawdził, także 25 września tego samego 1567 r. ks. Piotr Kanizjusz wysłał go do Rzymu ze wspomnianym listem polecającym, skierowanym do przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego o. Franciszka Borgiasza. Z listu napisanego po łacinie wynika, że razem ze Stanisławem zostali wysłani do Rzymu dwaj jezuici w celach odbycia studiów w Wiecznym Mieście; można zatem przypuszczać, że razem też przemierzyli długą (ok. 1500 km), trudną i niebezpieczną drogę, prowadzącą m.in. przez Alpy.
Z niezbyt obszernego listu nas oczywiście interesuje najbardziej ta część, która dotyczy św. Stanisława Kostki, którego o. Piotr Kanizjusz charakteryzuje jako "młodzieńca z rodu szlacheckiego, prawego i pilnego". Wyjaśnia, że jezuici w Wiedniu nie chcieli go przyjąć, aby nie rozgniewać jego rodziny, przeciwnej wstąpieniu Stanisława do zakonu. Następnie podkreśla fakt, że młody Polak już wcześniej osobiście poświęcił się Towarzystwu Jezusowemu, a teraz pragnie bardzo mocno zrealizować dawno powzięte postanowienie. Wyjawia też, że w czasie pobytu w kolegium w Dylindze "okazywał się zawsze wierny posługiwaniu i stały w powołaniu". Teraz chce być odesłany do Rzymu z dwóch powodów: aby oddalić się jeszcze bardziej od swoich, którzy nie godzili się na wstąpienie przez niego do zakonu, oraz aby czynić postępy w życiu duchowym. Pozostawia następnie, rzecz jasna, decyzję samemu generałowi jezuitów, co do przyjęcia kandydata do nowicjatu; pośrednio jednak daje wyraźnie do zrozumienia, że widziałby Stanisława w nowicjacie. Pisze wreszcie słowa, które przejdą do historii i które warto zacytować w języku oryginalnym: "nos de illo praeclara speramus", czyli "wiążemy z nim wielkie nadzieje".
Gdy Stanisław dotarł do Rzymu, spotkał się z o. Franciszkiem Borgiaszem, który go przyjął do nowicjatu.
Również inni święci mieli szczególne nabożeństwo do Stanisława z Rostkowa. Szczególnym nabożeństwem wyróżniał się św. Robert Bellarmin, który miał jego obrazek nad swoim łóżkiem. Św. Franciszek Salezy poświęcił św. Stanisławowi poruszający wstęp w swoim traktacie ”O miłości Bożej”. Pisał o nim również św. Alfons Liguori: "Św. Stanisław Kostka napisał list do Matki Bożej, by mógł w Jej święto umrzeć. Przy śmierci całował z rozkoszą obrazek Matki Bożej. Jeden z ojców spytał: »Na co ta koronka owinięta na ręce?« Na to Stanisław: »Jest mi ona pociechą, bo to przedmiot poświęcony mej Matce«. Również św. Jan Bosko często opowiadał młodzieży historie z życia św. Stanisława i chętnie stawiał jego osobę za przykład.
Święty z Rostkowa łączy również dwóch świętych papieży. Gdy w ”Dzienniku duszy” papież Roncalli pisze o swym patronie Stanisławie - to odnosi się właśnie do świętego pochodzącego naszej diecezji. Jan Paweł II, jeszcze jako arcybiskup krakowski, w 1967 roku przybył z pielgrzymką do Rostkowa z okazji 400. rocznicy śmierci św. Stanisława.
Już na samym początku ”Dziennika duszy” Jana XXIII znajdują się pierwsze wzmianki o św. Stanisławie. Pochodzą one z roku 1895, gdy Angelo Roncalli miał 14 lat. Jako patronów swej drogi do kapłaństwa przyjął on trzech świętych młodzieńców jezuickich: Alojzego Gonzagę, Stanisława Kostkę i Jana Berchmansa. Im, ”swoim szczególnym patronom” w 1897 roku zawierzył sprawę trwania w świętej czystości.
W 1902 roku napisał: ”Już przekroczyłem dwudziesty rok życia, a co naprawdę dobrego w nim uczyniłem? W tym wieku święci: Alojzy, Stanisław i Jan Berchmans byli już świętymi”.
Tuż przed przyjęciem święceń kapłańskich w 1904 roku postanowił: ”Powrócę z radością do małych, ale jakże mi drogich praktyk pobożnych ku czci moich świętych protektorów, jakimi są trzej młodzieńcy: Alojzy, Stanisław i Jan Berchmans”. I później dodał: ”Czyż nie widać jasno, że święci od najmłodszych lat wstępowali na drogę wprost przeciwną niż ta, którą wskazywały ich naturalne skłonności i wspaniałe przymioty?”.
Jako kleryk pielgrzymował też do relikwii św. Stanisława w kościele św. Andrzeja na Kwirynale. Wizytę tę powtórzył jako papież, w liturgiczne wspomnienie świętego z Rostkowa, 13 listopada 1962 roku.
- Gdy w początkach naszego wieku, jako młody kleryk przybyłem do Rzymu dla kontynuowania tu studiów, spieszno mi było pomodlić się w kościele św. Ignacego przy ołtarzu onych dwóch pierwszych [Alojzego Gonzagi i Jana Berchmansa - przyp. autora] oraz tu, w kościele św. Andrzeja, przy ołtarzu św. Stanisława, który był wprawdzie najmłodszy z tej trójki, ale wyprzedził o kilkadziesiąt lat owego Włocha, jak i Flamandczyka. Bohaterski ten młodzieniec, acz miał dopiero 18 lat, już powołany został do wzięcia wiekuistej nagrody, i to w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, którą otaczał tak czułą miłością. Nam zaś pozostawił prawdziwy skarbiec podziwu godnych cnót, które urzeczywistnił w czasie krótkiego swego pobytu na ziemi. Jest on więc gwiazdą o promiennym świetle w konstelacji świętych i błogosławionych Towarzystwa Jezusowego, otoczoną wielu innymi wybranymi duszami, które chociaż w tym świecie nie zostały oficjalnie uwielbione, zażywają pełni radości wiekuistej. Stanisław jest uwielbiony i czczony zwłaszcza dla jego anielskiej czystości, dla wierności Regule, dla żaru jego miłości do Najświętszego Sakramentu i dla jego niezwykle czułego przywiązania do Matki Najświętszej. Nie tylko ojczyzna jego, ale cały świat błogosławi go. Rzym zaś wyróżnia się w tym współzawodnictwie i jest szczęśliwy, że może mu składać szczególne akty hołdu za to, że nie tylko przymiotami swymi budował wszystkich, co się z nim zetknęli, ale że w tym czcigodnym mieście zakończył swoją krótką wędrówkę ziemską. Polakom zapewne miło będzie dowiedzieć się, iż tu, w tym centrum chrześcijaństwa, wszyscy, od papieża począwszy, zupełnie szczególne żywią uczucia uwielbienia dla św. Stanisława. Ze swej strony cieszę się, że ja w tym hołdzie wyprzedzam wszystkich – tak mówił św. Jan XXIII o naszym św. Stanisławie Kostce.
20 sierpnia 1967 roku kard. Karol Wojtyła nawiedził Rostkowo, nie głosił tam kazania w czasie Sumy odpustowej.
Jednak gdy cztery lata później w Czerwińsku n. Wisłą przewodniczył uroczystościom w pierwszą rocznicę koronacji obrazu Matki Bożej Pocieszenia, nawiązał do postaci św. Stanisława.
- Przybyliśmy tutaj, aby patrzeć w oblicze Matki tylu zwycięstw i wyczytywać także w nim nasze słabości i nasze zwycięstwa. Przybył tutaj Kościół płocki, który za swojego niebieskiego patrona ma św. Stanisława Kostkę. I to jest szczególnym motywem, ażebyśmy w Kościele płockim, w sanktuarium czerwińskim modlili się o zwycięstwo dla naszej młodzieży; dla każdego młodego serca, dla każdego młodego życia. Lękamy się, gdy młode życie i młode serce jest przedwcześnie skażone; lękamy się tym lękiem Stanisława z Rostkowa. I prosimy Cię, Matko Boża Czerwińska, o zwycięstwo dla naszej młodzieży, dla całej polskiej młodzieży i dla młodzieży całego świata. W jej rękach leży przyszłość tej ziemi. Muszą odnieść prawdziwe zwycięstwo, jeżeli wszystkie zwycięstwa rodu ludzkiego nie mają się zmienić w olbrzymią klęskę; większą jeszcze niż klęska ostatniej wojny - mówił kardynał z Krakowa.