- Im bardziej bolało, tym bardziej było czuć Pana Boga - dzieli się uczestniczka IV przasnyskiej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
Drogę Krzyżową poprzedziła Msza św., której przewodniczył ks. Andrzej Maciejewski, proboszcz parafii św. Wojciecha i główny organizator przasnyskiej EDK. - Pragniemy złożyć na ołtarzu nasz trud i wysiłek, i prosić: przemieniaj go, Panie, w lepsze rozumienie nas samych, naszych wad i mocniejsze trwanie przy Tobie – wybrzmiało w komentarzu na początku Eucharystii.
– Tę Drogę Krzyżową nazywamy ekstremalną, bo idzie w milczeniu przez ponad 40 km, aby odkrywać nowy wymiar życia, ten osobisty i ten religijny – wyjaśnia w homilii ks. Andrzej. - To zaproszenie, aby pozostawić to, co znacie, a odkryć coś nowego w waszym życiu, to co będzie miało większą wartość. (...) Będziemy się upodabniali do św. Stanisława Kostki, który 450 lat temu przeszedł z tego życia do prawdziwego życia w Bożym Królestwie. On nas zachęca, aby szukać na nowo Pana Boga, by na nowo Go odkrywać – wzywał kaznodzieja.
Po Eucharystii każdy z uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej otrzymał błogosławieństwo relikwiami Krzyża Świętego. W drogę wyruszyło 180 osób: od gimnazjalisty po 79-letniego seniora. Przeważali mieszkańcy Przasnysza i okolic, ale były też osoby z Makowa Mazowieckiego, Ciechanowa, Mławy, Ostrołęki, a nawet z Gdańska i Olsztyna. - W Ostrołęce też jest EDK, ale tam nie ma św. Stasia Kostki, a tu jest – wyjaśniali pątnicy.
Droga prowadziła przez wsie, pola i lasy, w ciemnościach. W rękach pojawiły się latarki i różańce. Ta modlitwa towarzyszyła przez całą drogę, przy silnym wietrze i mrozie.
- Jezu. Ty jesteś Drogą, Prawdą i Życiem. Jestem tutaj, bo chcę i pragnę pięknego życia. Pomóż mi zamienić Ekstremalną Drogę Krzyżową w drogę pięknego życia. Jestem tu, bo pragnę pięknego życia – wybrzmiało w rozważaniach. Czytano je przy kolejnych stacjach, wyznaczonych przy przydrożnych krzyżach i figurach. Trasę wytyczył i grupę prowadził Leszek Czaplicki, który 26 razy pieszo pielgrzymował na Jasną Górę i do Ostrej Bramy.
- Jezu, nie zostałeś wysłuchany, ale skazany. Nie chcieli Cię poznać, a jedynie osądzić. Nie zrobiłeś nic złego. Po prostu byłeś inny, niż myśleli. Jezu, naucz mnie otwartości – czytano przy I stacji.
Uczestnicy nocnego nabożeństwa mijali świątynie w Węgrze i w Czernicach Borowych, gdzie, choć był to środek nocy, witał ich ks. proboszcz Michał Gaszczyński. Otworzył dla nich kościół oraz pomieszczenia parafialne. Tam można było się ogrzać i wypić gorącą kawę lub herbatę.
Mijała noc, a droga prowadziła dalej. Przy stacji IX czytano następujące rozważanie: "Porażki nie są dla mnie wersją ostateczną. Upadam, ale wstaję, otrzepuję kolana i idę dalej. Nieraz boli, jest trudno, ale to nie powód, żeby rezygnować. Bohaterem się nie rodzisz, a stajesz poprzez swoje wybory – na początku drobne. Jezu. Całe Twoje życie. Dzień po dniu. Każdy dzień, każda chwila tworzyły Ciebie. Stawałeś się. Odkrywałeś swoją tożsamość, swoją misję i swoją przyszłość. A równocześnie pracowałeś nad sobą, by pokonać wszelkie trudności. Gdy było trzeba, byłeś gotowy. Jezu, weź nas na trening przygotowawczy prowadzący do prawdziwego życia".
Dalej droga prowadziła do sanktuarium w Rostkowie. Tam rozważano XII stację - śmierć Pana Jezusa na krzyżu. Gdy pątnicy ponownie dotarli do Przasnysza, było już widno. Przed przasnyską farą wybrzmiały rozważania ostatniej stacji. "Jezu, spoczywający w ciszy grobu. Jezu, wsłuchujący się w ból całego świata. Jezu, otwierający groby i uwalniający umarłych z braku nadziei. Jezu, nowy początku naszego życia. Jezu, przyłóż swoje ucho do mojego serca".
- Jakiś szczególnych, przełomowych momentów nie przeżyłem, aczkolwiek nie wiem do końca – dzieli się Piotr Sokołowski ze Świętego Miejsca – Mogły to być przypominające mi się słowa, jakby natchnienia Ducha Świętego - słowa z piosenki religijnej: "Abyśmy byli jedno". Dlatego przejście pomiędzy kolejnymi stacjami ofiarowałem w intencji jedności wszystkich chrześcijan.
- To była naprawdę Ekstremalna Droga Krzyżowa - podsumowuje Marta Tomaszewska-Wróbel z Przasnysza. - 42 km w ciemną i zimną noc. Im bardziej bolało, tym bardziej było czuć Pana Boga. Tak, potwierdza się, że w cierpieniu możemy mocniej się z Nim zjednoczyć. Ciało swoją drogą, boli coraz bardziej, doskwiera mróz, wiatr, ale duch nie boli, a nawet ma się jeszcze lepiej. Po prostu odwrotnie proporcjonalnie - dodaje.
Wojciech Ostrowski