Dwie Ekstremalne Drogi Krzyżowe wyruszyły z kościoła parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Płońsku.
Szacuje się, że w tym pełnym poświęcenia duchowym doświadczeniu wzięło tym razem udział około 50 osób. - Pięknie, parafianie fantastycznie się spisali – mówił na drugi dzień ks. Radosław Dąbrowski, który szedł trasą liczącą ponad 40 kilometrów do bazyliki w Czerwińsku nad Wisłą.
Jeszcze dłuższą wędrówkę z krzyżem w dłoni, w skupieniu i z modlitwą na ustach mieli ci, którzy zdecydowali się na dystans 54 km wokół Płońska.
Wyruszyli po wieczornym nabożeństwie, przed godziną 19. Każdy niósł swój krzyż, każdy w ten sposób chciał się sprawdzić, zmierzyć się ze swoimi słabościami, a przede wszystkim być bliżej Boga. Szli nocą asfaltowymi drogami i przez pola. Warunki pogodowe były naprawdę ekstremalne.
- Było bardzo ciężko, ale nikt nie mówił, że to będzie spacerek. Wiał silny wiatr, który jeszcze potęgował i tak już dokuczliwy chłód. W pewnym momencie zaczął sypać śnieg – opowiada ks. Radosław Dąbrowski. - I ta zmarzlina pod stopami w okolicach Nowego Radzikowa – idzie się po polnych drogach, które wcześniej były błotniste, a teraz przypominały kamień. To było nieprzyjemne, bolały nogi – kontynuuje ks. wikariusz, który docenia dobre przygotowanie uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. - Ludzie naprawdę bardzo odpowiedzialnie podeszli do tego wyzwania. Byli odpowiednio ubrani i mieli niezbędny na takie wyprawy sprzęt, choćby w postaci czołowych latarek. Niektórzy zaopatrzyli się w kijki do podpierania.
Specyfika Drogi Krzyżowej polega na tym, że każdy idzie swoim tempem. - Dotarliśmy do celu w kilkuosobowej grupce o godzinie 4. Myślę, że zdecydowana większość dotarła do ostatniej stacji. Kiedy oglądałem się za siebie, widziałem za nami światełka – dodaje ks. Radosław.
Praktycznie jedynym czasem na postój było zatrzymywanie się na kolejnych stacjach, przy kościołach, czy przydrożnych figurkach. - W trakcie tych rozważań mogliśmy złapać trochę oddechu – przyznaje duchowny z Płońska.
Dawid Turowiecki