Pielgrzymka to świetny "reset" psychiczny i przestrzeń, gdzie panuje duch wspólnoty, mówią pątnicy, którzy już wyruszyli na szlak.
- Do pójścia na pielgrzymkę zachęcił nas kolega, który chodzi już od 10 lat. Na początku obawiałyśmy się drogi, tych kilkuset kilometrów… ale jakoś się udało - mówią młode pątniczki z grupy Zielonej: siostry Kamila i Izabela Wójciak oraz ich koleżanka i sąsiadka Emilia Hnat. Dziewczyny są na pielgrzymce po raz trzeci.
Co przyciąga je na szlak? - Na pewno klimat, atmosfera i ludzie, to że tutaj każdy jest dla siebie nawzajem. Mamy zaufanie do ludzi, którzy chodzą na pielgrzymkę; możemy ich w ogóle nie znać, ale im ufamy. Poza tym, jak się pójdzie na pielgrzymkę, to potem rok się inaczej układa, wszystko jest lepsze. Warto iść, bo wszystko się "resetuje", wyczyszcza w głowie. My na przykład zdecydowałyśmy się nie używać telefonów w drodze, tylko wieczorem, żeby zadzwonić do rodziców, bo pielgrzymka ma być odskocznią od wszystkiego - mówią Kasia, Iza i Emilia.
Pątniczki dodają, że pielgrzymka sprawia, że wiele rzeczy staje się wyjątkowymi. Wyjątkowo przeżywa się swoją wiarę i doświadcza żywego Kościoła. - Nawet przekazanie sobie znaku pokoju jest zupełnie inny niż w parafii na Mszy św. Na pielgrzymce wszyscy się przytulamy, jest inaczej… W kościele każdy się jakoś wstydzi, tutaj jest otwartość - mówią.
- Jesteśmy pod wrażeniem starszych, doświadczonych pielgrzymów. Gdy pierwszy raz szłyśmy i miałyśmy trudności, bo bolały nas nogi, pewien starszy pan, którzy sam szedł o lasce, nam pomagał... - mówią pątniczki z grupy zielonej.
Wśród tegorocznych uczestników płockiej pielgrzymki na Jasną Górę można spotkać pewien odsetek osób, które zdecydowały się iść tylko pewien odcinek, ze względu na różne obowiązki rodzinne i zawodowe. Jak mówią niektórzy, nawet dla jednego, dwóch dni warto wyruszyć na szlak. - Czujemy ogromną radość, chociaż idziemy jeden dzień, ale chcemy przeżyć ten czas, doświadczyć atmosfery pielgrzymki - mówią panie Ania, Edyta, Wiola, Ewa, Renata i Kasia, które należą do wspólnoty Przyjaciele Oblubieńca, w parafii św. Maksymiliana w Płońsku.
- Mamy ze sobą prywatne intencje, ale idziemy przede wszystkim z ogromną wdzięcznością za to, że Pan Bóg pozwolił nam rano wstać i tu być. U nas rano bardzo padało. Po drodze każda z nas miała wątpliwości typu: "idziemy, nie idziemy?" Ale podjęłyśmy to wezwanie - mówią.
Pani Renata dawniej chodziła na pielgrzymki, teraz chce "zarazić" pielgrzymkową pasją swoje koleżanki i dzieci. - Przede wszystkim chcę przekazać koleżankom, że tu człowiek nie idzie sam, że panuje tu duch wspólnoty, i to daje największą siłę. Każdy dzień daje ogromną radość. To są moje wspomnienia z dawnych pielgrzymek. Każdy bąbel, odcisk, ból jest indywidualną ofiarą. To jest nieodzowna część pielgrzymowania. Chcemy też wciągać następne pokolenia. Cieszę się, że mój syn ma już zaszczepionego bakcyla pielgrzymowania - mówi.
- Ja też staram się zachęcić moją córkę, które jest tu ze mną. Mój syn, który został w domu powiedział wczoraj - "mamo, będę za tobą cały dzień tęsknił"… - śmieje się pani Kasia.
- Dla mnie to wyjście na szlak to wielkie wyzwanie i przełamanie lęków, bo mam duże problemy zdrowotne. Od dwóch dni mam ból w biodrach i nodze. Myślałam już, że nie dam rady, ale pomyślałam sobie: "nie, ja muszę…" - przyznaje pani Edyta.
Pątniczki z Płońska chcą w przyszłym roku wyruszyć na całą trasę do Częstochowy. - Przekazujemy pałeczkę młodym. A dla dzieci nie wykład, a przykład jest skuteczny, więc zaciskamy zęby i idziemy dla nich…
am