Jak przygoda, to tylko na tratwie...

Nietypowa jednostka pływająca "Białych Wilków" znów jest na szlaku wiślanym; tym razem płyną do Gdańska "na kawkę z Neptunem"…

- Robią tak szalone rzeczy, że ciężko nie zwrócić na to uwagi - powiedział nam druh Robert Juś ze Związku Harcerstwa Polskiego w Shannon w Irlandii, który w Płocku dołączył na dwa dni do wiślanej wyprawy. To kolejny, wakacyjny spływ Królową polskich rzek 1 Maszewskiej Drużyny Harcerzy ZHR "Białe Wilki" im. rotm. Witolda Pileckiego, pod wodzą druha komandora Krzysztofa Nowackiego. Tym razem wystartowali na odcinku w Połańcu i płyną do Gdańska, w którym planują pojawić w połowie sierpnia. W ten weekend zawitali na krótko do Płocka, gdzie powitały ich serdecznie nie tylko ich rodziny, ale i płoccy wodniacy.

- W Wiśle jest dużo mniej wody niż w ubiegłym roku. Były już bardzo trudne odcinki. Do tej pory najgorszy odcinek był między Baranowem Sandomierskim i Puławami, do tego stopnia, że powypłaszczało nam beczki. Pojawiły się głosy, żeby je wymienić, ale niech płynie tak jak jest. Niech chłopaki zobaczą na koniec, co przeszła tratwa i co sami przeszli… - mówi pwd. Krzysztof Nowacki. Konstrukcja tratwy opiera się bowiem na beczkach, które pełnią rolę pływaków.

To trzecia taka jednostka zbudowana przez ekipę "Białych Wilków". Załoga już chce ją zmodernizować, udoskonalić. Nie, nie będzie lodówki, śmieje się druh Nowacki, chociaż „wilcza brać” zamarzyła o udogodnieniach cywilizacyjnych. Ale jak przygoda, to przygoda. Na jednym pokładzie tratwy wspólnie gotują obiady, sprzątają, modlą się, zdobywają kolejne umiejętności. Przede wszystkim jednak przemierzają kolejne odcinki Wisły, poznając urokliwie miasta i miasteczka. Na 1 sierpnia dopłynęli do Warszawy, by wziąć udział w wiślanej "Godzinie W". Trzech uczestników, po biegu ulicami nocnej stolicy, złożyło Przyrzeczenie Harcerskie przy Pomniku Małego Powstańca. Po drodze były już ogniska, zwiedzanie, spotkania z zaprzyjaźnionymi drużynami, jak np. w Puławach. W Płocku powitali ich wodniacy; załogę tratwy odwiedził kpt. Stanisław Fidelis.

Z płockimi harcerzami i instruktorami płynie też doświadczony "wilk wodny", druh phm Waldemar Budzyń z Sandomierza, który "zaokrętował się" w Warszawie. - Jestem bardzo zbudowany tą wyprawą, tym że są tu pielęgnowanie zwyczaje staroharcerskie. Przed podniesieniem bandery jest hymn harcerski, jest modlitwa przed jedzeniem. To kultywowanie tego, co powiedział Baden-Powell, że skauting bez Boga nie może być skautingiem - mówi druh Waldemar z Harcerskiego Kręgu Morskiego im. gen. Mariusza Zaruskiego.

W Płocku, w ekipie "Białych Wilków" pojawiły się też dwie harcerki, doświadczone instruktorki. Ale nie czują się osamotnione, bo na oddzielnej tratwie płyną też dziewczęta z 7 Harcerskiej Drużyny Wodnej "Szara Szekla" w Łapach. Tratwą "Arka Józefa" płyną spod Tykocina i razem z płocką jednostką dotrą do Gdańska. - Takie wspólne pływanie wiele daje, bo na tym kawałku metra kwadratowego skupia się wiele obowiązków. Celem nie jest zaliczenie kolejnej sprawności, ale przeżycie czegoś, co można zapamiętać na całe życie. Chodzi nam też o to, by uczy się odpowiedzialności, bo tu nie ma miejsca na bylejakość i spychanie obowiązków na inną osobę - mówił nam podczas postoju w Płocku ks. Józef Łupiński, organizator tej wyprawy.

Jednostka harcerek z Łap jest trochę mniejsza, niż tratwa "Białych Wilków", na której musi się pomieścić dwanaście osób, ale jest równie dobrze skonstruowana. Pod zadaszeniem widać poprzeczne belki - forma półek, w których mieście się cały dobytek załogi. - Oczywiście nie nosiłyśmy ciężkich elementów, ale na przykład malowałyśmy, przybiłyśmy gwoździe. Nauczyło nas to współpracy, tego, że trzeba uważać na wodzie. Takie umiejętności przydadzą się kiedyś, w domu, jak trzeba będzie coś przykręcić… - śmieją się dziewczęta. - To będzie przygoda na całe życie, że zbudowało się tratwę, którą się dopłynęło. Chcemy zdobywać przyjaciół i nauczyć się odpowiedzialności i samodzielności - mówią harcerski.

Na dwa dni do wyprawy dołączył gość z Irlandii. - W Irlandii polskie harcerstwo działa tak naprawdę od 4 latach. Na miarę możliwości staramy się rozwijać to polskie harcerstwo, ale uwarunkowane irlandzkimi przepisami. Każda drużyna szuka więc pomysłu na siebie. Mieliśmy drużynę żeglarską, niestety na krótko - mówi druh Robert Juś, który chciałby w przyszłości zorganizować podobny spływ, tam, w Irlandii, na rzece Shannon. "Białe Wilki" bardzo mile widziane… - Byłaby to swoista promocja harcerstwa, jak samej Irlandii - mówi. Na razie zmierzają do Gdańska, ale pomysłów na przyszłość nie brakuje. Opiekun drużyny Krzysztof Nowacki wspomina o przyszłorocznym spływie przez Ukrainę i Białoruś, ale to już materiał na inną opowieść.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

am