Trud pieszej wędrówki, modlitwa i mocne świadectwo na diecezjalnej pielgrzymce w intencji trzeźwości narodu.
Denis jest jednym z pielgrzymów wędrujących z Bieżunia do Niepokalanowa. Aby wziąć udział w tej pielgrzymce, przyjechał aż z Żor, wraz ze swoimi przyjaciółmi ze stowarzyszenia "Exodus", której prezesem jest wywodząca się z naszej diecezji, właśnie z Bieżunia, Beata Brulińska.
- Od najmłodszych lat otrzymywałem od mamy i babci to wszystko, co chciałem, bez wysiłku i pracy. Prowadziłem więc beztroskie życie. Gdy miałem 11 lat, przeprowadziliśmy się do ojczyma. On zaczął ode mnie wymagać, tłumaczył, że na wszystko w życiu trzeba zapracować. Dla mnie to było trudne, więc zacząłem się buntować. Miałem swoje towarzystwo, w którym spędzałem mój wolny czas. Gdy miałem 13 lat, upiłem się, więcej: upoiłem się alkoholem na urodzinach kolegi. Krok po kroku, alkohol stawał się moim lekiem na wszystko: na dobro i zło, dolę i niedolę, na dobre i złe emocje. Upijałem się. Doszedłem już do takiego stanu, że znalazłem się w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii w Skarżysku-Kamiennej, ale po tygodniu nie wytrzymywałem tej terapii i na wszystko błagałem moją mamę, aby mnie stamtąd zabrała. Obiecywałem, że się wszystko zmieni, że będę superdzieckiem. Ale tak jednak nie było... Gdy wróciłem do domu, wrócili starzy koledzy, alkohol i... narkotyki. Stoczyłem się na dno - opowiadał Denis, dzieląc się swym świadectwem w kościele w Bulkowie.
Gdy miał 16 lat, poznał dopiero swego ojca. Ten na wszystko mu pozwalał: na alkohol i narkotyki, bez miary, wracał więc do domu późną nocą, awanturował się z matką. - Moje relacje w rodzinie legły w gruzach. Za nic miałem najbliższych. Przychodziłem do domu i po 10 minutach była już awantura i bójka - opowiadał.
Konsekwencją takiego zachowania była bezdomność. Denis mieszkał w pustostanach i kradł. Okradał przede wszystkim swoich najbliższych. - Nie miałem innych wartości, tylko narkotyki. Ale gdy skończyłem 18 lat, skończyła się też bezkarność, bo zaczęły spadać na mnie konsekwencje moich czynów. Zauważyłem, że gdy miałem pieniądze i narkotyki, miałem też kolegów wokół, a gdy ich nie miałem, kolegów też nie było.
Dziś Denis chce, aby pielgrzymka do Niepokalanowa była początkiem jego przemiany. - Zastanawiam się, jak mogłem być takim człowiekiem. Jeszcze miesiąc temu żyłem jako bezdomny i żebrak, bo kolejny raz mój nałóg mnie zwyciężył, a ja sobie uparcie tłumaczyłem, że "rodzina jest najgorsza". O tej pielgrzymce w intencji trzeźwości dała mi znać znajoma. Idę, bo chcę zacząć od naprawy mojej relacji z Bogiem. Wiem, że jestem słaby i leżę przez mój nałóg, ale teraz, przez abstynencję i wspólnie pokonywaną z wami drogę, idę do przodu. Dla mnie każdy człowiek na tej pielgrzymce jest oparciem - wyznał Denis.
- To świadectwo jest dzieleniem się życiem, jest publicznym "wyrzekam się" i głośną prośbą do wszystkich, aby nie nadużywać alkoholu i pod żadnym pozorem nie sięgać po narkotyki, bo za nimi nie ma dobra - mówił na zakończenie spotkania w Bulkowie ks. Wojciech Czajkowski, kierownik diecezjalnej pielgrzymki z Bieżunia do Niepokalanowa.