Mijają trzy lata od śmierci młodego księdza, który w zaledwie sześciu miesiącach swojej posługi i cierpienia wypełnił swoje kapłaństwo.
Niezwykłym przeżyciem dla ludzi było słuchanie 25-latka, młodego mężczyzny i księdza, który ze spokojem mówił o swojej nieuleczalnej chorobie. Nie słyszało się od niego słowa buntu i żalu, ale świadome i pełne wiary zbliżanie się do śmierci. Sam zapisał w swoiym testamencie: "Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci w żaden sposób nie był dniem rozpaczy, bólu”.
Ksiądz Piotr tak mówił o sobie: "Całe życie bliska mi była s. Faustyna. Urodziłem się 22 lutego, w rocznicę jej pierwszych objawień w Płocku. Zostałem ochrzczony w drugą niedzielę po Wielkanocy, która dzisiaj nazywa się Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Moja parafia w Skępem jest pod tym wezwaniem. Rekolekcje przed kandydaturą do święceń odprawiłem w Świnicach Warckich, w miejscu urodzenia Faustyny. Chciałbym przez to powiedzieć ludziom, że Bóg nigdy nas nie odtrąca, zawsze jest przy nas. Wystarczy, że mu zaufamy".
Młody ksiądz miał za sobą zaledwie pół roku kapłaństwa, gdy umierał. Przez kilka ostatnich lat cierpiał na chorobę nowotworową.
Gdy w Boże Narodzenie 2014 r. przyjmował święcenia kapłańskie, mówił do niego bp Piotr Libera: - W kruchości ciała rodzisz się, Piotrze, do kapłaństwa... Zdałeś, wciąż zdajesz swoim cierpieniem, swoim stylem przeżywania cierpienia, wszystkie brakujące ci jeszcze egzaminy - mówił biskup płocki.
Na swoim obrazku prymicyjnym ks. Piotr umieścił wtedy słowa św. Teresy z Ávili: "Nie ma prawdziwego posłuszeństwa, jeśli nie jest się gotowym na cierpienie”.
wp