W kawiarence w Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki odbyła się projekcja filmu "900 lat i jeden dzień Ciechanowa".
Film z roku 1966 w reż. Jerzego Porębskiego kręcony był tuż po obchodach 900-lecia Ciechanowa i pochodzi z archiwum Telewizji Polskiej. W tym dokumencie na jedną z lekcji historii do Liceum im. Zygmunta Krasińskiego przychodzi regionalista Robert Bartołd, który opowiada uczniom historię miasta.
– Film, który prezentujemy, przedstawia czasy komunistyczne, zatem historia Ciechanowa przedstawiona w tym filmie ma też taki odcień czasów, w których ona powstawała. Pewne elementy są niedopowiedziane i nieukazane. Występują pewne nieścisłości, które wynikają ze stanu badań, choćby z ustalenia daty powstania kościoła farnego. Na filmie pokazany jest Ciechanów z roku 1966, a także uczniowie klasy 11A, którzy zdawali akurat maturę – mówił przed projekcją dr Grzegorz Kęsik ze Stowarzyszenia Społeczno-Naukowego "Pracownia Ciechanów".
Opowieść filmowa wzbogacona jest różnymi fotografiami z Ciechanowa. Film opowiada bogatą historię grodu na Łydynią i jego powiązania z rodem Krasińskich. Regionalista opowiada, jak to Zygmunt Krasiński, poeta, całą swoja młodość przeżył w Opinogórze. W późniejszych czasach często tu wracał. Szczególny żywy oddźwięk tego można odnaleźć w jego listach. "Jeśli tęsknię za krajem, to zwykle kraj ten uzmysławiał się w postaci obrazów ziemi ciechanowskiej". W listach ze Szwajcarii pisał o Ciechanowie w ten sposób: "Księżyc wschodzący za chmury zastał mnie nie raz oparty o głaz nieczuły, zgłębiającym dawne czasu. Dumałem ja w tym zamku, zmęczony biegiem kładłem broń na ziemię, a wlepiając oczy w naddziadów siedliska, przypominałem sobie dzieje ojczyzny".
Na projekcji filmu obecni byli niektórzy z uczniów występujących w filmie. Jednym z nich była Zofia Kuczyńska, która doskonale pamięta tamten czas. – Wróciłam pamięcią do tamtej chwili. W jednej sekundzie przypomniały mi się wszystkie nazwiska i imiona moich rówieśników. Największy problem miałam z rozpoznaniem siebie, byłam zupełnie do siebie niepodobna – wspomina pani Zofia.
– Pamiętam z tamtego czasu, że niczego nam nie było wolno, w porównaniu z obecnymi czasami. Nasze potańcówki zawsze kończyły się o 22.00. Nie było mowy, żeby trwały dłużej. Wybijała godzina 22.00 i trzeba było być w domu. Poza tym uczniowie naprawdę się uczyli. Były przerwy, i widać było uczniów, którzy chodzili z książką. Nikt nie siedział i nie leżał. Pamiętam, że jeden z lekarzy, który odwiedził naszą szkołę, był zdumiony, że widzi młodzież z książkami w czasie przerwy – wspomina pani Zofia.
Jak mówi, w tamtym czasie nie odbywało się aż tak wiele imprez kulturalnych, jak teraz. – Nie można było iść tak po prostu do kawiarni. To były trudne czasy. Pamiętam, jak po maturze poszliśmy do kawiarni, to się rozglądaliśmy wokół siebie, bo wydało nam się to głupie, że tacy młodzi mogą przebywać w takim miejscu. Kiedy zobaczyliśmy jakiegoś nauczyciela, było nam niezręcznie, krępowaliśmy się. Jedno, co było niezwykłe, to zabawy szkolne, choinki, potańcówki dla młodzieży. Myśmy się do tego przygotowali, bo dla nas to było wielkie wydarzenie. Tam się poznawało chłopaka, przeżywało się pierwszą miłość. Tańczyliśmy w parach, nigdy osobno – opowiada.
Jak przyznaje pani Zofia, rygorystyczne podejście dyrektora owocowało lepszą postawą ucznia. – Dyrektor wymagał, aby tarcza na mundurze była przyszyta, a nie przypinana na agrafkę. Beret był obowiązkowy na głowie. Nauczyciele byli bardzo dobrze przygotowani i choć wiele wymagali, to przywiązywali wagę do tego, aby uczniowie się uczyli i zapamiętali jak najwięcej. Pamiętam swoje lekcje z panią Taraszewską, która uczyła mnie historii. I dziś wiele z tych lekcji pamiętam, choć sama byłam nauczycielką, niejednokrotnie do tej historii sięgałam – dodaje.
Na zakończenie projekcji filmu odbyła się prezentacja archiwalnych zdjęć, które pochodziły ze zbiorów Biblioteki Publicznej oraz archiwalnych zdjęć prywatnych.