Świadectwem wiary podzielił się w Przasnyszu uczestnik Światowych Dni Młodzieży z Gruzji.
To miało być po prostu spotkanie z ciekawym człowiekiem, jednak to, co miało miejsce w Szkole Podstawowej nr 2 im. Henryka Sienkiewicza, wykroczyło poza tak określone ramy. Martin Aroyan, Ormianin z Gruzji, opowiedział uczniom o swoim kraju i jego kulturze, a także o zainteresowaniach i pasjach, których ma wiele. Jest dziennikarzem radiowym, aktorem teatralnym, piłkarzem drugoligowego gruzińskiego klubu piłkarskiego oraz muzykiem. Podczas spotkania dał mały pokaz swoich umiejętności piłkarskich i muzycznych. Wyjaśniając w jaki sposób znalazł się w Przasnyszu nawiązał do ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży, dając świadectwo swojej wiary. To właśnie wtedy, razem z pięćdziesięcioosobową grupą Ormian przyjechał do miasta nad Węgierką, które pokochał i za którym szybko zatęsknił. - Na pewno jeszcze się spotkamy – zapewniał przed wyjazdem z Polski. Marzył, aby przyjechać tu kiedyś jeszcze raz. Dzięki przyjacielskim więzom, jakie nawiązały się między nim i rodziną Luizy i Jarosława Dawidziuków, u których gościł, pragnienie to dość szybko się spełniło. Martin cieszy się, że znów jest w Przasnyszu, wśród polskich przyjaciół. Swoich gospodarzy nazywa "mamą" i "tatą”, a ich dzieci "siostrą i bratem". Zaczął się też uczyć polskiego i na ogół rozumie, co się do niego w tym języku mówi.
– To, że tu teraz z wami jestem, a także to, że mogłem rok temu przyjechać do Polski, uczestniczyć w Światowych Dniach Młodzieży, poznać tylu wspaniałych ludzi i przeżyć wiele wspaniałych chwil, zawdzięczam Panu Bogu – dzielił się Martin podczas spotkania z uczniami przasnyskiej szkoły. - I za to wszystko jestem Bogu bardzo wdzięczny. Wiem, że bez Jego woli nie przeżyłbym tego wszystkiego i nie doświadczył tylu łask.
Młody Ormianin z wielkim uznaniem i wdzięcznością mówił też o polskiej otwartości i gościnności, której doświadczył. Bardzo łatwo nawiązał kontakt z małymi słuchaczami, którzy przyjęli go z entuzjazmem. Na zakończenie spotkania do gościa z Gruzji ustawiła się długa kolejka. Niemal każdy chciał mieć pamiątkę w postaci autografu napisanego oryginalnym ormiańskim alfabetem. Nie obyło się też oczywiście bez selfie z Martinem.
Wojciech Ostrowski