Małe cuda pomagają zobaczyć oczami wiary działanie Pana Boga w płockim sanktuarium.
Można smakować się w bułeczkach siostry Faustyny i kupować pamiątki, lepiej jednak na Starym Rynku w Płocku poszukać miejsca, którego choć materialnie nie ma, to jednak doświadczają go wszyscy, którzy z ufnością spoglądają na ten obraz, którzy klękają do kratek konfesjonału, i jak w ciszy celi s. Faustyny, adorują Najświętszy Sakrament.
Oprócz "duchowej" celi Faustyny, której trzeba w sobie poszukać, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden znak: kruchy i piękny. Są nim róże - białe i czerwone, przy obrazie Pana Jezusa, w podziemiach budowanej świątyni, w miejscu pierwszych objawień. - To już się zdarzyło kilka razy, że ktoś przynosił do tego obrazu kwiaty, róże białe i czerwone - opowiada s. Weronika ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. - Ja wkładam je do wody, opiekuję się nimi, bo widzę, że przy tym obrazie są najpiękniejsze i wyjątkowo trwałe. Nie więdną, nie tracą tak szybko piękna. Wyjątkowo długo zachowują świeżość. Dla mnie to jakiś znak od Pana Jezusa, bo przecież On nie tylko kwiaty ratuje, ale przede wszystkim nasze nieśmiertelne dusze, w Swym miłosierdziu - stwierdza s. Weronika.
W tym miejscu warto jeszcze przywołać pewien epizod z Dzienniczka św. s. Faustyny, który pogłębia ten gest ofiarowanych róż. S. Faustyna często zrywała kwiaty, by dekorować nimi kaplicę. Kiedyś będąc na Białej k. Płocka, gdzie siostry mają również swój dom, Faustyna ścięła najpiękniejsze róże, ale zamiast do kaplicy, postanowiła nimi przybrać pokój dla matki generalnej, która miała przybyć do Białej. Po drodze ujrzała Jezusa, stojącego na ganku domu, który zapytał ją łagodnie: "Córko moja, komu niesiesz te kwiaty?". W tym momencie Faustyna zrozumiała, że uzależnia się emocjonalnie od osoby, którą postanowiła obdarować. Dostrzegła również, że taka więź może zaburzyć jej relację z Jezusem. Rzuciła więc kwiaty na ziemię i pobiegła do kaplicy podziękować Bogu za łaskę poznania samej siebie.