W "tygodniu naszych świętych" wspominamy sługę Bożą Walentynę Łempicką, bardziej znaną jako s. Maria od Najświętszego Serca Jezusa - Klaryska od Wieczystej Adoracji z Kęt.
Gdy wróciła do kraju, nie mogła zamieszkać w Przasnyszu, dlatego podjęła się fundacji klasztoru kapucynek w Kętach. Tam ufundowała klasztor i kościół pw. Trójcy Świętej. I tu znowu nasuwają się skojarzenia z Rypinem oraz z tamtejszym kościołem pw. Trójcy Świętej - jakby sługa Boża chciała duchowo połączyć swe nowe dzieło z parafią swego pochodzenia.
W Kętach s. Łempicką odwiedził m.in. bł. Michał Rua, pierwszy następca ks. Jana Bosko i przełożony generalny salezjanów. Z powodu trudności w zalegalizowaniu klasztoru w Kętach, s. Maria od Najświętszego Serca Jezusa (bo takie było teraz jej zakonne imię) podporządkowała się decyzji władz kościelnych, które postanowiły o zjednoczeniu wspólnoty sióstr w Kętach z lwowskim klasztorem Franciszkanek Najświętszego Sakramentu. Wtedy też, po raz czwarty w swym długim zakonnym życiu, rozpoczęła nowicjat, zgodnie z wymogami nowego prawa zakonnego. W klasztorze w Kętach do dziś przechowuje się wspomnienie, że s. Maria od Najświętszego Serca Jezusa wstawała o 3.00 w nocy na adorację Najświętszego Sakramentu. Zmarła w opinii świętości 24 stycznia 1918 roku. Przed ośmioma laty zakończył się jej proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym.
S. Łempicka w swoim życiu wewnętrznym nie tolerowała namiastek. Tak pisała m.in. do bł. o. Honorata Koźmińskiego: "Pan Jezus więcej mnie ukochał, niż na to zasłużyłam. O! brakowałoby mi słów na wydziękowanie się za wszystko Panu memu". "Nie rozumiem starania innego jak tylko to jedno, aby Panu w sercu swoim nigdy nie przeszkadzać, aby zawsze czuwać, czego ode mnie żąda i choćby się skonać miało, wszystko spełnić według woli Jego".
Gdy pisała o wymaganiach, które należy stawiać kandydatkom do klasztoru w Kętach, ujmowała to w takich słowach: "Trzeba, aby się Panu złożyła (kandydatka) na całopalną ofiarę, na całkowite wyrzeczenie się wszystkich pragnień swoich, na oddanie się Bogu bez warunku i bez granic, choćbyśmy Mu tylko posłużyły za narzędzie do rozwinięcia się dzieła Bożego dla godniejszych od nas służebnic, szczęśliwe tym, że jako proch i ziemia damy się skopać i zryć na podwalinę tego domu Bożego. Pragnę, aby te, które się teraz do mnie przyłączą, były nawet na to gotowe wraz ze mną, że starsze przyjdą po ukończeniu domu, a wypróbowawszy nas, może uznają za niegodne i niezdatne do służenia w nim Panu i wydalą nas. Obyśmy i wtedy, poddane woli Bożej z miłością ten krzyż Pański przyjęły, szczęśliwe, żeśmy się w początku jako marne proszki do budowy tego domu przydały, ku większej chwale Bożej. Trzeba, aby się Panu złożyła (kandydatka) na całopalną ofiarę, na całkowite wyrzeczenie się wszystkich pragnień swoich, na oddanie się Bogu bez warunku i bez granic" - tak pisała do o. Honorata Koźmińskiego.