Dobiegł końca Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan.
Gdzie nie spojrzeć, wszystkim nam potrzeba jedności, bo podeptano ją w Kościele, w rodzinach, w państwie. Ktoś nam powiedział, a myśmy uwierzyli duchowi zamętu. Niestety, w wielu sercach zepsuło to ducha świąt Bożego Narodzenia.
W tym kontekście obchodzony w Kościele Powszechnym tydzień ekumeniczny jest jak antidotum i wyraźny przykład, że można inaczej. Bo choć się różnimy: katolicy, prawosławni, ewangelicy i mariawici, to jednak podejmujemy wysiłek, aby iść do jedności.
Przypomina mi się przykład z drzewem, które zimą jest pozbawione liści. Wydaje się, że jego gałęzie są suche i pozbawione życia. Ale jeśli taką gałązkę włożymy w ciepłym i jasnym pomieszczeniu do wody, to po jakimś czasie wypuści ona pędy, potem liście, a później może nawet zakwitnie. O jedność trzeba się zatroszczyć. Jest przede wszystkim łaską od Pana, ale musi się spotkać z naszym otwarciem i zaufaniem: owym ciepłem, słońcem i wodą.
Nowy pastor wspólnoty ewangelickiej w Płocku powiedział mi kilka dni temu jeszcze o jednym motywie, dlaczego mamy się wspólnie w tych dniach modlić. - Gdy patrzymy na współczesny świat i widzimy grożące nam niebezpieczeństwa, uświadamiamy sobie, że osłabiają one ducha wiary w nas wszystkich. I to jest kolejny motyw, aby razem szukać miejsca dla człowieka religijnego w tym świecie" - usłyszałem od ks. Szymona Czembora.
Naprawdę tego tygodnia modlitw o jedność wszyscy potrzebujemy...