W cieniu jednej z najstarszych katedr polskich, w przeddzień diecezjalnego zamknięcia Roku Miłosierdzia, pytano o Chrzest Mieszka, naszą religijność i świadectwo Sekretarki Bożego Miłosierdzia.
Historyk przypomniał, że książę Mieszko przez 23 lata prowadził z wielkim powodzeniem podboje, zajmując Pomorze, Wielkopolskę, Mazowsze, Kujawy. Do pełni zwycięstw brakowało jeszcze wyspy Wolin, gdzie istniało potężne miasto. Jednak Mieszko napotkał tu ogromne przeszkody i dwa razy przegrał z Wolinianami, wspieranymi przez saksońskiego księcia Wichmana, zbiega z Niemiec.
- Wielki program Mieszka się zakończył. Taki pogański książę nie był ustanowiony na zawsze; musiał mieć łączność z bogami. Jeśli mu się nie powodziło, trzeba go było natychmiast zdjąć. Wówczas Mieszko dokonał wielkiego manewru. Uznał, że zawrze sojusz z Czechami, którzy z kolei sympatyzowali z Wieletami. Z Wieletami walczył cesarz Otto. W ten sposób uzyska siły, pokona Wichmana, weźmie miasto Wolin i odwróci sytuację. Po drodze była konieczność przyjęcia chrztu. Mieszko wiedział, że bez chrześcijaństwa nie ma osobowości prawnej w ówczesnej Europie. Poza tym przyglądał się Niemcom. Wówczas trwał tzw. renesans Ottoński, w zakresie życia kulturalnego i intelektualnego. Mieszko opowiadał się też za tą cywilizacją, która była zarazem cywilizacją grecką, śródziemnomorską - wyjaśniał prof. Jasiński.
Ówcześni poganie - zdaniem historyka - byli zafascynowani chrześcijaństwem, z jego światopoglądem, wysokim poziomem intelektualnym, pismem. W dodatku było przynoszone przez misjonarzy. Byli to wtedy ludzie o ogromnej odwadze i to pogan nie tylko zaskakiwało ale i fascynowało.
Czy Mieszko, tak pragmatyczny władca, ochrzcił się szczerze? Prof. Jasiński opowiedział się za szczerymi intencjami księcia. Wyjaśniał, że są świadectwa, ukazujące pobożność księcia.
Pierwszy - to choćby sam fakt ofiarowania państwa polskiego św. Piotrowi. Inny przekaz - gdy Mieszko, zraniony w bitwie zatrutą strzałą, za radą kapłanów, odlał rękę ze złota i ofiarował św. Udarlykowi i został uzdrowiony.
A co wiemy o samym chrzcie Mieszka? Są dwa zapiski w roczniku kapitulnym krakowskim, przypomniał prof. Jasiński. Pierwszy - Z 965 - Dubrouvka as Meskonem venit i w 966 - Mesco dux Polonie babtizatur.
W tematyce sympozjum postawiono też ważne pytanie: czy Polska potrzebuje dechrystianizacji?
Ks. prof. Janusz Mariański, socjolog z KUL i kapłan z diecezji płockiej, wyjaśniał, że przez dziesięciolecia, gdy w zachodnich krajach Europy następowała szybka sekularyzacja, w Polsce socjologowie mówili zaledwie o sekulazycacji pełzającej. Ale w 2006, czy 2007, czyli w 2 lata po śmierci Jana Pawła II coś złego zaczęło się dziać z naszym katolicyzmem. Nastąpiła przyspieszona sekularyzacja społeczeństwa polskiego.
- W sprawach dogmatu pojawiły się selektywność i wybiórcze traktowanie prawd wiary. Część katolików ma problem jest z ideą Boga osobowego. 70 proc. odpowiada na to pytanie „tak”, ale już wśród młodzieży tylko 50 proc. uznaje Boga osobowego - mówił socjolog.
A jak jest z wiarą w reinkarnację? Ks. Mariański wspomniał, że z badań wynika, że wierzy w nią aż 15 proc. Ale, zaznaczył, to artefakt, to znaczy sztuczny wynik, bo takie badania często są prowadzone w taki sposób, który sugeruje odpowiedź pozytywną. Dokładne badania pozwalają sprawdzić, że najwyżej 5 proc., zwłaszcza wśród młodzieży i studentów, przyjmuje tezę reinkarnacji.
Największą zmianę widać też w sferze praktyk religijnych, to znaczy coraz mniej przychodzi nas do kościoła, i przystępuje do sakramentów.
Ks. Mariański wskazał też na niepokojące zmiany, dotyczące przyjmowania nauki Kościoła w zakresie moralności i rodziny.
- Około 1/3 społeczeństwa polskiego przyjmuję katolicką naukę Kościoła dotycząca moralności i rodziny, 1/3 traktuje ją selektywnie, a 1/3 uznaje moralność laicką, świecką - podawał socjolog.
Są też i dobre wskaźniki. - W ostatnich latach ubyło tych, którzy są za aborcją na życzenie, a wzrosła liczba tych, którzy są przeciwnikami aborcji - mówił ks. prof. Janusz Mariański. Przyznał też, że niestety coraz bardziej utrwala się w Polsce stereotyp, że Kościół za bardzo miesza się do polityki.
Pytanie o dechrystianizację powróciło też w czasie dyskusji panelowej, którą poprowadził ks. dr Jarosław Kamiński, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Kurii DP. Bp Piotr zwrócił uwagę, że można je zamienić na pytanie o to, czy potrzebujemy dziś nowej ewangelizacji.
Gościem tego sympozjum była też s. Elżbieta Siepak ze Zgromadzenia Sióstr Marki Bożej Miłosierdzia, wieloletni rzecznik prasowy Zgromadzenia, kierująca Stowarzyszeniem Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum” oraz redaktor kwartalnik „Orędzie Miłosierdzia” i autorka książek, poświęconych Bożemu Miłosierdziu.
W Płocku, miejscu pierwszych objawień Jezusa Miłosiernego, mówiła o wkładzie świętej s. Faustyny w dzieje Kościoła polskiego. S. E. Siepak przypomniała, że w święta wyznała w „Dzienniczku”, że nie ma dnia, w którym by się nie modliła za Polskę.
- S. Faustyna wniosła do naszej historii, historii Kościoła nowe spojrzenie na miłosierdzie w relacjach międzyludzkich. Na pierwszym planie miłosierdzia jest osoba, a dopiero później potrzeby. Miłosierdzie Boskie dla ludzkiego jest źródłem, wzorem i motywem. Mamy często zafałszowane pojęcie miłosierdzia i poprzez to patrzymy na miłosierdzie Boskie. Jana Paweł II już na początku swego pontyfikatu wezwał do tego, by odkrywać piękno miłosierdzia. Jeżeli będziemy odkrywać właściwe pojęcie miłosierdzia, to jakie ono jest, jak jest fascynujące i będziemy starać się być ludźmi miłosiernymi, nie z obowiązku czy jakiegoś przymusu, to miłosierdzie będzie przemieniało nasze życie - akcentowała s. Elżbieta Siepak.
Przypomniała też, że święta używa w „Dzienniczku” takich pojęć i obrazów, jakie mamy po Soborze Watykańskim II, mianowicie słowa „przebóstwić”.
- Miłosierdzie jest czymś boskim. To, na ile my się przemienimy w miłosierdzie, na tyle widać Boga w nas - konkludowała s. Elżbieta Siepak.
Dziewiąte sympozjum naukowe, organizowane przez Zarząd Akcji Katolickiej Diecezji Płockiej w wigilię Uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata, zakończył koncert w wykonaniu Eweliny Hańskiej (sopran) i Ryszarda Morki (bas), przy akompaniamencie Witolda Wołoszyńskiego.