- Wspólnota nie chce nas pouczać, tylko chce iść w tym samym kierunku, do Chrystusa - mówiło małżeństwo z Domowego Kościoła w czasie seminaryjnego sympozjum.
To sympozjum naukowe, ale ważną jego częścią są też ludzkie, szczere świadectwa życia, tym bardziej że tegoroczny temat "Rodzina - fascynujący projekt" jest życiu tak bliski.
O swoim „projekcie”, ' o "domu na skale", w którego tworzenie 30 lat temu zaprosili Pana Boga, opowiadali Elżbieta i Jacek Guzowie, zaangażowani w oazę rodzin.
Ona - wychowana na oazie młodzieżowej, przy czerwińskim sanktuarium, „u salezjanów”; on - poza takimi ruchami duszpasterskimi; niedzielna Msza św. - owszem, ale nic ponadto to.
Ona - już w małżeństwie szuka wspólnoty, chodzi na spotkania. Sama. Mąż nie chce, chociaż walczy ze sobą; próbuje zająć się w tym czasie czymś konstruktywnym.
- Korzyścią tych moich nieobecności w domu, gdy szłam na spotkanie, było na przykład to, że Jacek posprzątał całe mieszkanie - wspominała, śmiejąc się, pani Ela.
Weszli oboje do wspólnoty w szóstym roku małżeństwa. Sakramentalnego - jak podkreślali z naciskiem.
- Na pierwszych rekolekcjach byłem zły, wkurzony na okrągło. Dlaczego? Bo docierało do mnie docierało, że będę musiał zmienić swoje życie. Przestawić swoje utarte kroki, myśli i ścieżki. Przestać się zajmować przede wszystkim sobą, bo człowiek jest egoistą, jeśli nie zaufa Bogu - opowiadał pan Jacek w czasie sympozjalnego spotkania.
Potem były rekolekcje kolejnych stopni. I słowa jednego z rekolekcjonistów, pamiętane do dziś: "Posłuszeństwo to błogosławieństwo. Posłuszeństwo całkowite - Bogu, Kościołowi."
- Gdy pojechaliśmy na rekolekcje, odkryliśmy modlitwę małżonków. Powiem to teraz do młodzieży, obecnej na sympozjum. Jak będziecie w narzeczeństwie albo już w małżeństwie, spróbujcie modlić się razem. Zobaczycie, jak ciężko przełamać i bariery i przyzwyczajenia, które sobie wypracowaliśmy. Nauczyliśmy się dialogu małżeńskiego, który jest praktykowany w Domowym Kościele. Kiedy siadamy razem, zapalamy świecę i rozmawiamy o życiu codziennym, o tym co dla nas ważne, pilne, o tym, co musimy poprawić, żeby nam było lepiej i bliżej do Pana Boga - mówiła pani Ela.
- To nie znaczy, że nie rozmawiamy tak normalnie ze sobą. Tylko zwykle mało słuchamy. Wyrzucamy z siebie to, co działo się pracy, co myślimy, ale ta druga osoba niekoniecznie słucha. Natomiast są rzeczy ważne, które warto razem przeanalizować, przemodlić - dodał jej mąż.
- Wspólnota, ta grupa ludzi, która nas chce widzieć, która nas przyjmuje, nie chce nas pouczać, tylko chcemy wszyscy iść w tym samym kierunku. Chcemy iść do Chrystusa. Ona nauczyła nas, że do nieba nie można indywidualnie, że trzeba ze współmałżonkiem. Dzięki temu, że jesteśmy we wspólnocie Domowego Kościoła, to nasze życie zaczęło się zmieniać - wyznała pani Ela.
Oczywiście, przyznają małżonkowie, są problemy, ale one czemuś służą. - Trzeba walczyć o miłość małżeńską, trzeba ją podsycać, pielęgnować, chodzi o takie ciągłe staranie się - mówili Elżbieta i Jacek Guzowie.