Po spędzonym w Przasnyszu tygodniu 50 Ormian z Gruzji wyjechało do Krakowa. Pytani, co najbardziej im się tu podobało, odpowiadają zgodnie: wszystko.
Ojciec Anton Antonyan dał się poznać nie tylko jako ich duchowy przewodnik. Okazał się również bardzo towarzyskim człowiekiem, świetnym tancerzem i kucharzem. Polacy wolontariusze miło wspominają grę w kamienie, której ich nauczyły i w której także okazał się bezkonkurencyjny. Na co dzień pracuje w sześciu ormiańskich parafiach w Gruzji.
– To bardzo dobrze, że co trzy lata młodzież zbiera się na Światowych Dniach Młodzieży, gdzie otwierają się ich oczy i dusze – uważa ojciec Anton. - Otwierają się bardziej na świat przez Chrystusa. To bardzo dobrze. I zaczną widzieć cały świat. Do przyjazdu przygotowywaliśmy się przez pół roku spotykając się dwa razy w miesiącu w Gruzji i Armenii. Na spotkaniach nasi duchowni, m.in. ks. Rafał Krawczyk, który jest z Polski, wyjaśniali nam, dlaczego tam jedziemy. Jestem na Światowych Dniach Młodzieży po raz trzeci. Na początku myślałem: tu nie jest źle i nie za dobrze. Teraz, po kilku dniach, mogę powiedzieć: jest bardzo dobrze, dlatego, że wszyscy przyjmują nas tu z uśmiechem. Bardzo zwyczajnie mieszkamy w domach. Bardzo mi się tu podoba. Ludzie prości, podchodzą do nas z sercem i z uśmiechem. Widzę, że młodzież, która przyjechała ze mną, teraz chodzi, ogląda, bawi się. Oni dopiero później zrozumieją. Nie wiem jaka jest wiara każdego z nich. Różna. Chciałbym, żeby u wszystkich była taka zwyczajna, normalna, zrozumiała, czysta. Dlatego przyjechaliśmy tysiące kilometrów, żeby zobaczyli, poznali i zrozumieli chrześcijański świat. Większość z nich nie widziała łacińskich kościołów, zakonnic i zakonników. Ale bardzo ich to wszystko ciekawi. A co z tego wyniknie, będzie widoczne po powrocie do Gruzji.
Aleksandr Badoyan i Milena Muradova, która dała się poznać jako wspaniała śpiewaczka, odebrali z rąk burmistrza Przasnysza symboliczne klucze od miasta. Aleksandra spotykamy z tabletem, na którym widnieje portret św. Stanisława Kostki. Wizyta w Przasnyszu i Rostkowie przynosi owoce. Pochodzi z Tbilisi, gdzie pracuje jako parafialny koordynator ormiańskiej Caritas.
- Po raz pierwszy jestem w Europie – opowiada Aleksandr. - Przasnysz to bardzo interesujące i piękne miejsce. Podoba nam się tu. Było nam tu, jak w raju. Dziękuję wszystkim ludziom w Przasnyszu za te dni, za to jak wiele dla nas zrobili – organizatorom, rodzinie, u której mieszkałem. I dziękuję Bogu za to, że dał nam możliwość przyjechać tu. Podobało mi się także w Płocku, Rostkowie i w Czernicach, dokąd pojechaliśmy. Wspaniale zorganizowane były wszystkie koncerty i inne imprezy, w których uczestniczyliśmy. I polski taniec narodowy polonez, który tam zobaczyłem, jak się tańczy. Macie dużo kościołów, które nie są podobne do ormiańskich, ani do gruzińskich czy rosyjskich. Pod względem architektonicznym to zupełnie inne budynki, ale bardzo piękne. Podobają mi się też ołtarze w waszych kościołach. Przasnysz jest teraz w moim sercu.
Martin Grabski pochodzi z małego miasteczka około 200 km od Tbilisi. Jego nazwisko nieprzypadkowo brzmi dla Polaków bardzo swojsko.
- W czasie polskiego powstania szlacheckiego (czyli powstania styczniowego – przyp. red.) mojego pradziadka zesłali na Sybir, a potem na Kaukaz. Ożenił się tam i miał dwoje dzieci. Bardzo młodo umarł – starsze z dzieci miało 7 lat, a młodsze 5. Niewiele zdążył o sobie powiedzieć, więc mało w rodzinie o nim wiemy. Po nim otrzymałem imię. Jego potomkowie mieszkają w różnych krajach: w Rosji, w Armenii, w Ameryce. Na Kaukazie pozostała moja rodzina. Moja mama jest Ormianką. Po raz pierwszy widzę Polaków. Polska to przyjazny kraj i życzliwi ludzie. Wszystko mi się tu podoba. Myślę, że nasze przygotowania do Światowych Dni Młodzieży przebiegają tu w Przasnyszu dobrze. To bardzo ważne, że ludzie zbierają co kilka lat w różnych krajach i razem przebywają.
Dla niektórych z nich przyjazd na Światowe Dni Młodzieży był niełatwą decyzją.
- Skończyłam studia i dzięki Bogu znalazłam pracę w Tbilisi, gdzie mieszkam – zwierza się Rima. - Bardzo chciałam pielgrzymować do Krakowa, ale niestety, nie dano mi urlopu. Po powrocie będę szukać nowej pracy, bo do poprzedniej nie mam co wracać. Mocno wierzę, że Miłosierny Jezus na pewno pomoże mi w znalezieniu pracy, często doświadczam Jego interwencji - mówi Rima.
Wojciech Ostrowski