Przypominamy słowa ks. Jana Kaczkowskiego, założyciela Hospicjum w Pucku, który po długiej walce z chorobą zmarł w Poniedziałek Wielkanocny.
Ks. Jan Kaczkowski miał być w Płocku już w 2013 r. na pierwszej Przystani Miłosierdzia. Nie udało się, pogorszył się jego stanu zdrowia. Przyjechał w czerwcu 2015 r. jako gość Farnego Wieczoru Wiary, w którym mówił o „spowiedzi na krawędzi”. Cały dzień, a była to niedziela, głosił kazania. Samo spotkanie, które miało być w kapitularzu, odbyło się w kościele farnym. Tak wielu ludzi przyszło, by wysłuchać charyzmatycznego dyrektora Hospicjum w Pucku i autora książek „Szału nie ma, jest rak” i „Życie na pełnej petardzie”, zmagającego się z glejakiem mózgu.
Ksiądz Kaczkowski mówił wtedy o spowiedzi w dramatycznych i przełomowych chwilach życia każdego człowieka. - Pierwszym momentem, w którym należałoby przystąpić do spowiedzi generalnej, jest spowiedź przedślubna. Tylko błagam! Nie po to, by podpisać kartkę. Ile razy widzę, że ludzie sami sobie podpisują. Papier przyjmie wszystko, ale sumienia własnego i Pana Boga nie oszukasz. Należałoby wszystkich narzeczonych przygotowywać do takiej bardzo głębokiej spowiedzi, podsumowującej ich życie. To często spowiedź obejmująca czas od bierzmowania do 25 lat. To jest już dorosła osoba z całym pękiem dorosłych grzechów... Taka spowiedź jest potrzebna, żeby ślub nie był wydmuszką - tak wtedy mówił ks. Kaczkowski.
Opowiadał też o ostatniej spowiedzi, w której tak często uczestniczył. Przy łóżku chorych, sam zmagający się z ciężką chorobą. Ksiądz Jan mówił z zachwytem o ludzkich sumieniach, jak są fascynujące, niezwykłe i niezbadane. - Najbardziej wzruszają mnie nawróceni prawdziwi komuniści. Lubię komunistów czerwonych do szpiku kości, a nie jak rzodkiewka, w środku białych, bo tacy zawsze mówią, że nic nie zrobili, że byli tylko kierowcami - powiedział wtedy w płockiej farze.
Wspominał też o spowiedziach bez skruchy, gdy człowiek wypiera się grzechu, ale i o spowiedziach pięknych i głęboko przemyślanych. Zachęcał do chodzenia co jakiś czas do spowiedzi generalnej. W swoim stylu wspominał, że niektórzy uprawiają shopping, clubbing, a niektórzy wierzący uprawiają churching, czyli szukają parafii, gdzie jest dobre duszpasterstwo. I słusznie, mówił wtedy w Płocku. Więcej - stwierdził też, że w przypadku spowiedzi należy nawet uprawiać „priesting”, czyli szukać dobrego spowiednika. Swoją pracę w puckim hospicjum określił wówczas jako „pracę na wysokim poziomie adrenaliny”. - Wierzę, że tu się waży ludzki los - tak mówił niemal rok temu w Płocku.
W piątek, 1 kwietnia, w Pucku i Sopocie odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. Jana.
am