O wyklętym, który powiedział: "Polska będzie żyła"

Jerzy Zalewski, reżyser i producent "Historii Roja", spotkał się w kinie Kalejdoskop z młodzieżą z płońskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących.

Młodzież pytała, pod jakim względem wojenny obraz Zalewskiego jest aktualny po dziś dzień. - W tamtym wymiarze to było mordowanie polskich patriotów. Moje pokolenie przeżyło inną wojnę: zabijania polskiego patriotyzmu. To zabijanie, dobijanie trwa. W tym widzę to podobieństwo - odpowiadał reżyser.

W tytułową rolę wcielił się Krzysztof Zalewski-Brejdygant. Dlaczego właśnie on? - dopytywali młodzi płońszczanie. - To nie był aktor, pamiętam go z programu "Idol", którego szczerze nie znoszę. Gdy pisałem scenariusz, pomyślałem, że ten "Rój" powinien być kimś współczesnym, kimś, kto jest z naszej planety, z naszego pokolenia - tłumaczył Jerzy Zalewski. - Nie chciałem, aby był to aktor z telenoweli czy jakiś celebryta, bo to osłabiłoby odkrywanie tej białej plamy, która jest w nas trochę z naszej winy, z winy państwa, w którym żyliśmy. Chciałem, aby widz rozpoznał w nim siebie.

Reżyser opowiadał o prawdziwych miejscach, w których realizowano "Historię Roja", jak na przykład scena ataku na Komitet Powiatowy PPR w Przasnyszu. Chociaż, jak przyznawał Jerzy Zalewski, fragment filmu przedstawiający napad na bank, które de facto miał miejsce w Nasielsku, ze względu na kształt pomieszczeń, nagrywano w Sierpcu.

Zalewski opowiadał również o świadomych zabiegach reżyserskich. - To, co stanowi sferą ubecką w moim języku filmowym, jest prześmiewcze, karykaturalne - kontynuował, podając również przykład pewnego ubeka aż "trzykrotnie bezskutecznie zabijanego". - To on przykrywa martwe ciało "Roja". Chciałem przez to pokazać, że oni ciągle żyją - zaznaczał twórca filmu. - Ktoś ładnie napisał po tym filmie, kiedy trwa spór: wyklęci czy niezłomni, że oni są po prostu nieśmiertelni. Bo dopóki o nich pamiętamy, to tak jak powiedział "Rój", Polska będzie żyła.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dawid Turowiecki