Kolejny raz w Płocku organizowane są rekolekcje dla wdów, wdowców i osób z chorobą nowotworową. O odchodzeniu syna, Tomasza, dawnego członka Chóru Pueri Cantores Plocenses i studenta mówiła dziś w katedrze jego mama, Iwona Ziółkowska.
- Obejmijcie swój krzyż. Zjednoczcie go duchowo z krzyżem Jezusa. Na Golgocie cierpienia obok Jego krzyża postawcie swój. Wtedy objawi się zbawczy sens cierpienia i przyjdzie wewnętrzny pokój - powiedział dziś do uczestników rekolekcji bp Mirosław Milewski, który przewodniczył Mszy św. i złożył świadectwo o przeżywaniu choroby starszego brata.
Swoim doświadczeniem podzieliła się publicznie także mama Tomasza, który zmarł w listopadzie ubiegłego roku na jeden z rodzajów chłoniaka.
- Jestem nauczycielem, od 26 lat jestem mężatką. Mamy syna Piotra, który studiuje.
Mamy i drugiego syna, Tomasza, którego nie ma wśród nas… Nie możemy go dotknąć. Nie możemy porozmawiać. Jest w naszych sercach, wspomnieniach, pamięci. Odszedł do Domu Ojca 3 listopada 2015 r. Przez 24 lata obdarzał nas wielką radością, miłością, dawał dużo optymizmu. Zarażał nim nas wszystkich. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Przez 10 lat śpiewał w Chórze Pueri Cantores Plocenses. Należał do służby liturgicznej ołtarza w parafii św. Benedykta. Uczęszczał do Małachowianki, a gdy ukończył liceum, studiował w swoim ukochanym Toruniu na wydziale ekonomii. Również rozwijał i doskonalił swój warsztat w szkole muzycznej. Cieszył się życiem, miał wiele planów i marzeń - rozpoczęła swoje świadectwo pani Iwona. Jej syn zmagał się z chorobą nowotworową przez 3,5 roku. Pierwsza informacja o chorobie przyszła do nich dokładnie w Wielki Piątek 2012 r.
- Pierwsza diagnoza, którą usłyszałam, była straszna. Lekarz powiedział, że jest bardzo źle; że Tomek będzie musiał się leczyć w specjalistycznej klinice. W tym czasie na naszej drodze Bóg postawił wiele szlachetnych osób. Pierwszą osobą, która odwiedziła Tomka był ks. proboszcz Stefan Cegłowski, który znał Tomka praktycznie od dziecka. Bardzo szybko, bo już 19 kwietnia byliśmy w Centrum Onkologii w Warszawie. Pani doktor poinformowała mnie, ze to jest nowotwór, chłoniak Hodkinga, podobno jeden z lepiej leczących się chłoniaków… Mnie do oczu cisnęły się łzy, ale nie było mi wolno płakać. On musiał widzieć mamę silną, mocną, spokojną, uśmiechniętą. W naszej rodzinie zapanowały ból, cierpienie, niepokój, ale mimo to trwaliśmy w wierze, nadziei, miłości - opowiadała matka zmarłego Tomasza.
Jak wyglądało ich życie rodzinne z chorobą syna? - Wspieraliśmy Tomka w walce z tak potężnym wrogiem. W każdej chwili mógł na nas liczyć. Wspieraliśmy go we wszystkich decyzjach, które podejmował. Spełnialiśmy jego marzenia. A przede wszystkim zaprosiliśmy Boga do swojego życia. Dziękowaliśmy Mu za każdy dzień, który razem spędziliśmy z Tomkiem. A Tomek powtarzał, że trzeba cieszyć się życiem, przeżywać każdy dzień, jakby to był ostatni dzień w życiu. Trzeba realizować swoje marzenia, cele, pasje.
Sam chory znosił to wszytko bez cierpiętnictwa i skargi. - Moje dziecko dźwigało swój krzyż z uśmiechem na ustach. Nigdy się nam nie skarżyło. Nie mówiło, że jest mu źle. Nigdy nie zadawało takiego pytania, dlaczego to właśnie jego dopadła choroba. Mówił, że tak musi być. Musiał zrezygnować ze studiów w Toruniu i podjąć leczenie w Centrum Onkologii. Radził sobie doskonale. Był dojrzałym, samodzielnym człowiekiem. Mówił - „mamusiu, daję radę, jak będę potrzebował, to ci powiem” - opowiadała dalej Iwona Ziółkowska.
Tomek bardzo chciał skończyć studia; był wiernym fanem piłki ręcznej; do końca chciał chodzić na mecze. Spotykał się z przyjaciółmi, brał udział w życiu rodzinnym. Nadal był w liturgicznej służbie ołtarza, w swojej parafii św. Benedykta.
- W połowie września, gdy był w kościele powiedział do jednej osoby, że przyszedł bardzo mocno się pomodlić. Bo on jest tutaj po raz ostatni. Gdy nie mógł już wychodzić, uczestniczył w niedzielę w mszach radiowych, a księża odwiedzali go w domu. My staraliśmy się organizować tzw. normalne życie rodzinne. Chodziliśmy do pracy, ale nasze myśli kierowały się zawsze ku Tomkowi. Trzymaliśmy się kurczowo nadziei, wierząc, że umiera ostatnia. Bardzo mnie bolało, jak patrzyłam na jego cierpienie, ale byłam obok: trzymałam za rękę, głaskałam po głowie, przygotowałam ulubioną potrawę. Szukałam ratunku w Bogu. Modliłam się - dzieliła się podczas rekolekcji Iwona Ziółkowska.
W ostatnich miesiącach, w Centrum Onkologii na Ursynowie dowiedzieli się, że nie ma już nadziei. Że był leczony 11 chemiami i pozostało tylko podawanie chemii paliatywnej. - Nasz świat powoli się zatrzymywał. Było to dla nas takie wyzwanie. Bardzo bałam się tego, co miało nastąpić. Bałam się też, że moje dziecko będzie cierpiało, a ja nie będę mogła mu pomóc. Co ja zrobię? Ale było coś, co mi dawało ukojenie, była modlitwa, Koronka do Miłosierdzia Bożego, różaniec. Dużo się modliłam i prosiłam za każdym razem o zdrowie dla mojego syna. W tym czasie również były odprawiane liczne msze; wiem, że modlili się znajomi, i także osoby, które go nie znały. 1 listopada Tomek przyjął sakrament pokuty, namaszczenia chorych, a wieczorem modliliśmy się przy relikwiach św. Jana Pawła II - wspominała jego mama. Nie mówił, że umiera, raczej, że odchodzi. Uśmiechał się i nawet żartował. - Pewnego razu powiedział, gdy ręce trzęsły mu się tak, że nawet nie mógł utrzymać komórki: „wiecie co, mimo tej ciężkiej choroby jeszcze mi się Parkinson przyplątał…” Takie było moje dziecko, do końca pogodne - mówiła w katedrze Iwona Ziółkowska.
I przyszedł ostatni moment. Tomek odszedł, przytulony do matki. Z zastygłym uśmiechem na ustach. Tak jak chciał i prosili jego rodzice; by po prostu zasnął…
- Jestem wdzięczna Panu Bogu, że nas wysłuchał. Bardzo tęsknie za Tomkiem, ale jest coś, co mnie umacnia. To Boże Miłosierdzie, któremu zawierzyła Tomka na początku jego choroby - mówiła pani Iwona podczas dzisiejszej Mszy św. rekolekcyjnej w katedrze.
Te ćwiczenia wielkopostne, połączone ze świadectwami potrwają do soboty. Jutro, podczas Mszy św. o godz. 9, której będzie przewodniczył ks. Stefan Cegłowski, świadectwo złożą pracownicy służby zdrowia: ks. prof. Andrzej Grotowski i Renata Bienias. W ostatni dzień tych rekolekcji, Mszy św. będzie przewodniczył ks. prof. Ireneusz Mroczkowski, inicjator tych rekolekcji, a o komunii małżeńskiej w chorobie będzie mówił Andrzej Mejer.
am