To jak... dziennik pisany nocą z niezwykłej Drogi Krzyżowej.
Ale narastające stopniowo wyczerpanie coraz bardziej daje o sobie znać. Czy uda mi się dojść do ostatniej stacji? Wierzę, że z Bożą pomocą jest to możliwe. Jak mówi ks. Jacek Stryczek, musi być ciężko, pod górę, musi boleć i dopiero wtedy zaczyna się modlitwa. I to się potwierdza. Kiedy zmęczenie i obolałe nogi sprawiają, że moje myśli rozpraszają się pozostaje modlitwa, której chwytam się jak ostatniej deski ratunku. Na myśl przychodzi wcześniejsza rozmowa z ks. Andrzejem Maciejewskim, który zwrócił uwagę, że pokonanie całej trasy nie jest najważniejsze. A co może grzeszny człowiek? Może dać z siebie tyle, na ile go stać w walce ze swoją słabością. – A ekstremalna jest tylko Boża miłość – mówił wtedy kapłan.
Kiedy po przebyciu całej trasy docieramy do kościoła farnego zaczyna świtać. Nasze serca przepełnia radość i wdzięczność: nie było łatwo, ale z Twoją pomocą, Panie, daliśmy radę.
Licealistka Justyna Bulicka zdecydowała się pójść dopiero po wieczornej Mszy św., kiedy dowiedziała się o EDK. - To było dla mnie ciekawe doświadczenie, inna Droga Krzyżowa niż taka zwykła w kościele – opowiada Justyna. – Trzeba przyznać, że nie było łatwo, ale myślę, że warto było iść. Ciekawe i trafne były rozważania, nie wiem jak do innych, ale do mnie bardzo trafiały. I nie najgorzej mi się szło, choć był długi dystans, tempo marszu dosyć szybkie, noc i po drodze chciało mi się spać. To wszystko wpływało na moje przeżywanie tej Drogi Krzyżowej, a myślę, że też i innych. Kiedy po Mszy św. ksiądz powiedział, że jest taka Droga Krzyżowa i żeby się zapisywać, kto chciałby iść, pomyślałam, że może warto by pójść i spróbować swoich sił. Nie byłam nigdy wcześniej na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Jestem zadowolona, że się zdecydowałam, no i że doszłam – cieszy się licealistka.
- Ekstremalna Droga Krzyżowa, którą przeszliśmy, była dla mnie niezwykłym doświadczeniem – mówi katecheta, Jan Majewski. – Około 11 godzin marszu w całkowitym milczeniu i rozważaniu tego, co Pan Jezus wycierpiał dla nas, to pełne refleksji przeżycie, taka niezwykła pustynia, na której spotykamy swoich bliskich, znajomych, ale każdy musi iść sam, dźwigać bagaż swoich doświadczeń. Bardzo ciekawe jest przeżywanie własnych kryzysów, którym podlega nasze ciało. Każdy uczestnik przeżywa podobne dramaty, ale w innym momencie i to sprawia, że jeszcze bardziej mobilizujemy się, aby pokonać własne cierpienie i iść dalej łącząc się z cierpiącym Jezusem Chrystusem. Obecność innych uczestników Drogi Krzyżowej odczuwałem jako wsparcie. Aby przejść przez tę niezwykłą pustynię konieczna jest motywacja. Dlaczego idę? Odpowiedź na to pytanie dawała mi siłę do pokonywania największych kryzysów. Im większe trudności tym gorętsza modlitwa, zwłaszcza za rodzinę i bliskich – żywych czy zmarłych. Naprawdę warto mierzyć się z takim wyzwaniem - zapewnia katecheta.
Wojciech Ostrowski