Porozmawiajmy...

Pogodzenie "kolędowych" oczekiwań parafian i ograniczonego czasu ich duszpasterzy jest od lat dość karkołomny zadaniem.

Grupa osób wraca z kościoła. Mijając je, słyszę: -… jak była kolęda, to ksiądz wpadł, posiedział chwilę i zaraz wypadł. A przecież człowiek się przygotowuje, czeka na księdza, a tu kilka minut i już po - żali się głośno jedna kobieta swoim znajomym. Pod tymi słowami może się podpisać wiele osób, które oczekuje na wizytę duszpasterską, szczególnie w parafiach miejskich. Ksiądz nie zdąży usiąść, a już wstaje i jest przy drzwiach. Jedynie obrazek, zostawiony na stole, przy kropidle i naczyniu ze święconą wodą, świadczy o tym, że właśnie zakończyła się kolęda.

W mniejszych ośrodkach, gdzie wszyscy się znają i jest mniejsza liczba wiernych, pewnie bywa inaczej. Na miejskich osiedlach, w blokach - mrówkowcach, panuje większa anonimowość; do tego dochodzi migracja mieszkańców, którzy często nawet nie zdążą się związać ze swoją aktualną parafią. To też nie sprzyja dobremu klimatowi takiej wizyty.

Trudno zaprzeczyć, że okres kolędy ma swoje ramy czasowe, a księża mają w tym czasie też inne obowiązki, chociażby katechizację w szkole. Jak to się ma więc do wskazań 34. Synodu Diecezji Płockiej, w którego dokumentach zapisano m.in. że „na każdą rozmowę trzeba przeznaczyć taką ilość czasu, aby bez pośpiechu odbyć wizytą duszpasterską, zgodnie z potrzebą i oczekiwaniami wiernych”? Pogodzenie oczekiwań parafian i ograniczonego czasu ich duszpasterzy jest więc od lat dość karkołomny zadaniem.

Ale dla księży nawet takie żale powinny mieć dobrą stronę - jak ludzie narzekają, że za krótko siedział u nich domu, to znaczy, że chcą rozmawiać, potrzebują kontaktu ze swoim duszpasterzem. Więcej; te przygotowania do wizyty, odłożenie innych spraw i zarezerwowanie na nią popołudnia w naprawdę szalonym wirze życia codziennego niejednej rodziny jest dużym poświęceniem, które wymaga uszanowania. Inna sprawa, czy my - świeccy o coś ich pytamy, czy zajmują nas jakieś duchowe i religijne problemy, czy może raczej chcemy, żeby to księża sypali tematami... A może od progu wylewamy na nich pretensje za wszystkie błędy Kościoła? Zajrzyjmy znów do Księgi Synodalnej. O czym nie powinna taka rozmowa? „Winna na pierwszym miejscu dotyczyć zwłaszcza życia religijnego, szczególnie wydarzeń rodzinnych w minionym roku, sytuacji duchowej. Jest to również sposobna okazja, aby duszpasterz w razie potrzeby udzielił roztropnej rady duchowej małżonkom i rodzicom…”. Oby takich rozmów było jak najwięcej.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agnieszka Małecka