- Dlaczego są prześladowani i giną chrześcijanie? Bo serca wielu ludzi są zepsute - mówił w płockiej katedrze bp Piotr Libera, otwierając VIII Sympozjum Naukowe Akcji Katolickiej Diecezji Płockiej.
- Mówcie głośno o tej niesprawiedliwości i śmierci niewinnych mordowanych za wiarę, módlcie się, a sami strzeżcie się światowości - apelował do uczestniczących we Mszy św. w płockiej katedrze członków Akcji Katolickiej i Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Msza św. pod przewodnictwem biskupa płockiego rozpoczęła VIII Sympozjum Naukowe Akcji Katolickiej.
Zastanawiał się, m.in. gdzie i kiedy zaczyna się prześladowanie. I odpowiadał: kiedy nie bronimy wiary w sobie. - Człowiek pozwalający, by ogarnęła go światowość, traci tożsamość chrześcijańską; staje się niezdolny do konsekwentnego życia swą wiarą, na przykład deklaruje się jako praktykujący, ale w swojej pracy domaga się łapówek. Duch chrześcijański - mówi papież - tożsamość chrześcijańska nigdy nie jest egoistyczna, unika zgorszenia, uzdrawia innych, daje przykład konsekwencji - mówił biskup płocki.
Poniżej publikujemy kazanie bp. Piotra Libery, wygłoszone w płockiej bazylice katedralnej w sobotę 21 listopada.
1. Inaugurujemy tą Eucharystią obchody kolejnego święta Akcji Katolickiej naszej diecezji. Inaugurujemy je już po raz VIII sympozjum, zatytułowanym w tym roku w jakże boleśnie aktualny sposób: "Otwarci na wołanie świata – o solidarność z prześladowanymi". Inaugurujemy je we wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. W pismach starożytnych chrześcijan mocno pamiętano, jak to maleńka Maryja została ofiarowana przez rodziców, Annę i Joachima, do służby w Świątyni Jerozolimskiej; jak jako dziewczynka – sama przysposobiona już przez Niepokalane Poczęcie na świątynię, w której miał się począć Zbawiciel świata – usługiwała w pokorze w miejscu świętym narodu wybranego... Zainaugurujmy więc to Wasze świętowanie – jak na ludzi Kościoła przystało – wpatrując się w jej piękną, dziewczęcą - taką Skępską i taką Katedralną, z tej uroczej płaskorzeźby Pani Mazowieckiej, postać - oraz wsłuchując i przyjmując do serc słowo Boże.
2. Stawia nam dzisiaj ono przed oczy dwa rodzaje ludzi. Ludzi o zepsutym sercu, tak innym od serca Maryi... Pierwszy, to władca, który z niczym i z nikim się nie liczy: ani z Bogiem, ani z głosem ofiar, ani z głosem sumienia... W pewnym momencie, przegrywając kolejne batalie, zaczyna jednak rozumieć, że jego życie kończy się klęską... Oto w jednym z podbitych krajów, gdzie on, król, zakochany w pogańskiej kulturze, usiłował narzucić tę kulturę swoim poddanym, wybucha powstanie, a jego uosobieniem stają się opisani w Drugiej Księdze Machabejskiej: mężny kapłan Eleazar oraz matka 7 synów, umacniająca ich do odwagi w obliczy niechybnej śmierci. Chodzi oczywiście o naród wybrany i o powstanie Machabeuszy. Największym aktem tego powstania było oczyszczenie sprofanowanej przez pogan świątyni jerozolimskiej i ponowne jej poświęcenie. To właśnie z powodu tych wydarzeń Antioch IV Epifanes, bo o niego chodzi w tej opowieści, król z dynastii syryjskich Seleucydów, uświadamia sobie dzisiaj niegodziwość swoich czynów, skierowanych przeciwko różnym miejscom świętym ówczesnego świata... Przypomina sobie zwłaszcza "zło – cytuję - którego dopuścił się w Jerozolimie". Tym złem było zbezczeszczenie świątyni, w której po wiekach usługiwać będzie młodziutka Maryja... Jego zepsutym sumieniem wciąż jednak miotają sprzeczności: z jednej strony próbuje się usprawiedliwiać przed Bogiem, sądząc, że w "używaniu swej władzy był łaskawy i miłosierny", z drugiej dobrze wie, że "bez przyczyny wydał rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi judzkiej".
3. Drodzy Moi! Iluż takich władców było w dziejach ludzkości: Herodów i Neronów, Selimów Okrutnych i imperatorów, jednym skinieniem ręki posyłających na Sybir tysiące nieszczęśników; Hitlerów i Stalinów; twórców ubeckich katowni i miejsc odosobnienia setek księży i zakonnic; maoistów i czerwonych Khmerów; przywódców muzułmańskich kalifatów w Syrii, Sudanie i centralnej Afryce... Ale przecież przede wszystkim musimy powiedzieć: ileż było, jest ich ofiar! Ileż było, jest pośród tego wszystkiego - trwogi i fizycznego cierpienia tysięcy naszych prześladowanych Sióstr i Braci! Czy można sobie wyobrazić strach 13-letniej chrześcijanki, porwanej w Nigerii przez Bokoharam wraz z setkami jej towarzyszek niedoli i traktowanej jak żywy towar? Małej dziewczynki o śniadej twarzy, tak podobnej do tej z Nazaretu? Czy można sobie wyobrazić trwogę chrześcijańskiej rodziny: dzieci, rodziców, dziadków, których drzwi domu gdzieś w Syrii czy Iraku nocą ktoś oznacza literą "N" – "nazarejczycy", a nazajutrz przychodzi trzech mężczyzn z automatami i wyrzucają całą rodzinę z tego domu lub zabijają. Czy można sobie wyobrazić scenę, gdy naszego brata Kopta, naszego brata Syryjczyka przyodziewają w jakiś pomarańczowy kaftan i stają nad nim z kindżałem, którym za chwilę poderżną mu gardło? Czy można wyobrazić sobie smutek moich współbraci - biskupów Syrii i Iraku, którzy widzą swoje zniszczone katedry, starsze od tej bazyliki? A przecież to nie tylko o chrześcijan nam chodzi. Chodzi po prostu o siostry, braci, z którymi łączy nas nasz człowieczy los... Którzy jak my kochają, pracują, mają swoje pragnienia, mają swoich bliskich, przyjaciół... Wyobraźmy sobie tę chwilę trwogi, którą przeżyli ci, którzy tydzień temu, wieczorem, siedzieli w Paryżu w pizzerii lub słuchali koncertu. I nagle, niespodziewanie, stanął przed nimi młody chłopak, posłany przez jakieś samozwańcze państwo islamskie, przez jakiegoś samozwańczego imama al Bagdadiego. I zaczął ich metodycznie, okrutnie rozstrzeliwać... Czy także oni nie przyzywają naszej solidarności? Czyż nie brzmi jeszcze w naszych uszach ich krzyk, wołanie o pomoc?
wp /red.