Młody biegacz, Andrzej Derwich swoim przedsięwzięciem chce nagłośnić historię małego chłopca, który czeka na przeszczep wątroby. Ma do pokonania dystans 857 km. Jeden z odcinków tej trasy wiódł przez nasz region.
Andrzej Derwich biegnie przez całą Polskę, by pomóc choremu chłopcu, Józiowi Ripperowi
Agnieszka Małecka /Foto Gość
Kiedy Andrzej dotarł do Sierpca, na jego powitanie wybiegła grupa biegaczy; było też specjalne spotkanie w jednej ze szkół. Takich gestów życzliwości i zainteresowania na tej wyczerpującej, długiej trasie jest więcej.
- W niektórych miejscach ludzie wychodzili na ulice, częstowali kanapkami, ktoś zaproponował mi obiad. To bardzo dopingujące, bo wtedy zupełnie inaczej się biegnie - przyznaje Andrzej Derwich, 25-latek pochodzący z Bieszczad, który w nietypowy sposób postanowił pomóc choremu Józiowi Ripperowi.
Józek urodził się atrezją dróg żółciowych i czeka na przeszczep wątroby. „Życie z tą chorobą jest jak życie obok groźnego lwa, który śpi, ale nie wiadomo kiedy się przebudzi. Kiedy faktycznie się przebudzi - chcemy być gotowi na szybkie i skuteczne działanie, by ratować życie naszego syna” - tak piszą rodzice chłopca, Olga i Andrzej Ripperowie na stronie www.wesprzyjjozia.pl. Zgłosili się do Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą".
Andrzej Derwich o Józiu dowiedział się z Facebooka od znajomych. Na co dzień studiuje w Krakowie i pracuje w firmie logistycznej w Rzeszowie, a bieganie jest dla niego wyzwaniem, pasją i aktywnością, która stwarza szansę na pomoc innym.
- Pisząc do fundacji, nie planowałem od początku takiej trasy; myślałem raczej o Podkarpaciu. Zastanawialiśmy się też, na czym się skupić: czy na promocji akcji, czy może włączyć w ten bieg kilka osób. Doszliśmy jednak do wniosku, że trzeba skupić się na tym, żeby ten bieg się rozpoczął, bo tu liczy się czas. Potem zadziałał efekt kuli śniegowej. Coraz więcej ludzi dowiaduje się o Józku z mediów, z Facebooka. Od razy pojawiła się spora grupa osób, które zaoferowały swoją pomoc w tej akcji - opowiada Andrzej.
Charytatywny Bieg dla Józia rozpoczął się w Wielkim Tygodniu - 1 kwietnia. Zakończenie przewidziano na 18 kwietnia. Jego trasa wiedzie od miejsca w Polsce najbardziej wysuniętego na południe, w okolicach góry Opołonek, a zakończy w Jastrzębiej Górze, najbardziej wysuniętym na północ miejscu w kraju.
W naszej diecezji etap biegu przebiegał m.in. przez Wyszogród i Sierpc. Andrzej zatrzymał się na jeden nocleg w Płocku. W tym wyzwaniu biegaczowi towarzyszy cały czas samochód z kierowcą; wspiera go też rodzina i przyjaciele.
W bardzo wietrzny poranek, na Starym Rynku w Płocku, Andrzej Derwich opowiada GN przed startem na trasę o całym przedsięwzięciu, o kontuzji kolan, o napotkanych ludziach, o pasji biegania, i o tym, że wcale nie czuje się bohaterem.
- Myślę, że każdy kto ma zdrowy organizm, sprawność, może zrobić, to co ja. Nie biegam zawodowo, natomiast bieganie sprawia mi wielką radość. Brałem udział w kilku maratonach, ale to jakoś nie daje mi satysfakcji; to nie dla mnie - mówi Andrzej.
Do połowy tej wyjątkowo długiej trasy udało mu się wytrzymać bez większych problemów. Ale nie dało się uniknąć kontuzji (było nawet bardzo bliskie spotkanie z samochodowym lusterkiem, przejeżdżającego auta). Ale nie ma tego złego…
Andrzejowi pomogli już inni biegacze i przyjaciele, zastępując go na trasie przez chwilę, gdy musiał dać odpocząć kontuzjowanym kolanom. - Nie chcę, żeby to był bieg typu „one way ticket”, czyli bilet w jedną stronę - żartuje.
Ale nie ukrywa, że to duża odpowiedzialność, bo bieg musi zostać ukończony. Ma nadzieję, że nawet jeśli od razu nie uda się zebrać odpowiedniej kwoty na operację Józia, to i tak, będzie to spora pomoc dla tej rodziny.
- Józio to bardzo aktywne, żywe dziecko, naprawdę bardzo fajny chłopiec - mówi Andrzej.
Jak można pomóc chłopcu? Można złożyć darowiznę. Na stronie akcji można znaleźć numer konta Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą”, poprzez którą zbierane są darowizny na operację Józia Rippera.
am