Nie dajmy sobie wmówić, że wizyta kolędowa to przykra, niepotrzebna konieczność.
W dyskusji, która co roku na nowo rozpala się w tym czasie, coraz odważniej forsowane są głosy (zwykle ze środowisk, które i tak są dalekie od Kościoła) że kolęda to trauma dla wiernych, a dla duszpasterzy rosnące obciążenie. Nie wspominając już o nieszczęsnej „kopercie”, która w temacie kolędy wysuwa się często na pierwszy plan. Tymczasem, takie opinie wpisują się świetnie w pewien kontekst, że Kościół nie powinien wtrącać się w nasze życie, a wspólnota parafialna, w czasach rosnącego braku zakorzenienia, nie ma żadnego znaczenia.
Księża, faktycznie, narzekają, ale nie na obciążenie. Po prostu nie jest już tak, jak kiedyś. Na płockiej stronie diecezjalnej czytamy kolędowe refleksje księży naszej diecezji, a w nich takie uwagi - coraz więcej przyzwolenia na młode pary żyjące bez ślubu ze strony ich bliskich, rzadkie rozmowy o sprawach wiary, więcej narzekania na codzienność, no i coraz mniejsza frekwencja i gościnność – punktują duszpasterze. Zmienia się mentalność społeczeństwa, życiowe priorytety, przesuwają się granice źle pojętej tolerancji. Na kolędzie, jak w soczewce księża obserwują żniwo tych zmian, a czasem, niestety i swojej duszpasterskiej inercji.
Co tworzy atmosferę wizyty kolędowej? My, świeccy, którzy przyjmujemy gościa w sutannie i ksiądz. Nie żądajmy, by był on świetnym duszpasterzem, psychologiem i duszą towarzystwa w jednej osobie, bo to mało realne. Z drugiej strony, jak świeccy mają traktować kolędę, gdy wizyta trwa 2, 3 minuty i sprowadza się do „odhaczenia” gospodarzy domu w dokumentach? Taka kolęda budzi uzasadnioną irytację i rozczarowanie i trzeba sobie to jasno powiedzieć. Ale przecież zdarza się, nie tak rzadko, że wizyta duszpasterska staje się czasem ciekawej rozmowy, dyskusji, płaszczyzną dobrego spotkania. Tak naprawdę jest ona papierkiem lakmusowym wzajemnej otwartości.
Kolęda ma więc wiele twarzy; zwykle taką jaką mamy my; jakie jest nasze życie. Bez względu na mniej czy bardziej doskonałą formę tej wizyty i na taką czy inną osobowość duszpasterza, obecność księdza na schodach naszych bloków, domów przypomina nam o bardzo ważnych sprawach - kiedy byliśmy ostatnio w kościele, czy mamy ślub, ochrzciliśmy dziecko, albo czy w ogóle mamy świadomość, że mieszkamy na terenie tej, czy innej parafii.
Agnieszka Małecka