Mimo postępującej choroby nowotworowej ten młodziutki ksiądz – najmłodszy wikariusz naszej diecezji, bo wyświęcony pół roku przed czasem – był zawsze uśmiechnięty, lekko onieśmielony, zwyczajny. Poproszony o świadectwo przeżywania swojego cierpienia, nigdy nie odmawiał.
Ks. Piotr cieszył się, że informacja o jego chorobie dociera do coraz większej liczby ludzi i daje im do myślenia. Ale pewnie sam nie przypuszczał, że jego odchodzenie będzie nazwane "wielkimi rekolekcjami w diecezji”. Chciał być pochowany w białym ornacie, a jego testament już na początku zawierał znamienne życzenie: "Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci w żaden sposób nie był dniem rozpaczy, bólu”.
Przez cały czas choroby przy ks. Piotrze była s. Józefa, pasjonistka, a jednocześnie lekarz. To ona półtora roku temu zdiagnozowała chorobę u kleryka Piotra Błońskiego. – Spotkanie z nim było dla mnie ogromnym darem, łaską od Pana Boga. To, co mnie ujmowało w Piotrku, to jego prostota i pokora. On miał tę prawdziwą prostotę dziecka Bożego, która polegała na tym, że wszystko przeżywał tu i teraz, bez wybiegania daleko w przyszłość. Przyjmował to wszystko jak dziecko. Te ostatnie pół roku było wyjątkowe przez to, że w tym czasie już bardzo mocno wybrzmiało w nim "fiat” – "Niech będzie wola Twoja”. Ten uśmiech, pogodna prostota – to było w jego naturze. Powiedział mi już po święceniach kapłańskich: "Siostro, cieszę się każdym dniem. Przeze mnie Pan Jezus przychodzi na ziemię!” – wspomina s. Józefa, pasjonistka, która pracowała w Wojewódzkim Szpitalu na Winiarach.
– Na zawsze pozostanie mi w pamięci obraz wspaniałego, wiernego i oddanego przyjaciela. Ponadto kapłana pełnego radości i ogromnej miłości do Boga. Obraz kapłana oddanego ludziom do ostatniego momentu swojego życia. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Pokazał mi swoim przykładem, jak powinna wyglądać prawdziwa głęboka relacja z Bogiem. Dał mi przykład trwania w przyjętych postanowieniach i wiernego dotrzymywania danych obietnic. Dał mi przykład, jak zostać człowiekiem świętym! – mówi ks. Tański, przyjaciel ks. Piotra i kolega kursowy z Wyższego Seminarium Duchownego. Przyznaje, że w swym cierpieniu potrafił cały zawierzyć się Bogu i w pełni Mu zaufać. – Miał bardzo żywą relację z Panem Bogiem. Ta wiara wręcz z niego promieniowała z każdym dniem coraz bardziej. Niejednokrotnie byłem świadkiem jego słów: "Panie, jestem już gotów. Zrób ze mną, co zechcesz”.
Ostatnie dni ks. Piotra opisał ks. Stefan Cegłowski, pierwszy i jedyny jego proboszcz, który po ojcowsku wspierał go przez ostatnie pół roku. W przeddzień śmierci ks. Piotra, a zarazem w dniu jego imienin ks. proboszcz zanotował m.in.: „Ks. Piotr słabym, ale zdecydowanym głosem mówi, że chce odprawić Mszę św. tu, na stole, w rodzinnym domu. Dla nas, księży, i dla rodziny była to wyjątkowa chwila. Po Mszy św. proponuję odpoczynek lub koronkę. Ks. Piotr nie ma wątpliwości. Modlitwę kończymy aktem: »Jezu, ufam Tobie!«”. Ostatnie minuty życia ks. Piotr Błońskiego też splotły się z tajemnicą Bożego Miłosierdzia. "Spoglądam na zegarek, jest jeszcze ok. 40 min do 15.00 i nagle Piotr się poruszył, szybko zebraliśmy się wokół niego i z jego brewiarza rozpoczęliśmy modlitwę. Wezwania z kolejnych litanii powtarzane były w rytm jego oddechu. Gdy przed trzecią rozpoczęliśmy koronkę, oddech się uspokoił, gdy ją kończyliśmy, nieco podniósł prawą rękę, przestał oddychać, a po chwili westchnął. Koronka się skończyła. Ks. Piotr odszedł do Pana. (…) Trzymając Piotra za rękę, czułem, że jest Ktoś, kto nad tym wszystkim czuwa, o tym chciałbym zaświadczyć. Niczego podobnego w swoim życiu nie przeżyłem. Czuję się obdarowany przez księdza Piotra czymś, czego opisać się nie da. Bóg zapłać!” – zapisał ks. Stefan.
Te słowa: "dziękuję” są najczęściej pojawiającym się motywem w wypowiedziach ludzi, którzy spotkali ks. Błońskiego.
ak/ am