Zabytki, literatura, a nawet "czarne owce"

- Tu dotyka się historii - mówi o swoim miejscu pracy Katarzyna Kalińska, pracownik biblioteki Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku, w rozmowie z Agnieszką Małecką.

 

Zabytki, literatura, a nawet "czarne owce"   Płock, 27 lipca. Wnętrze biblioteki Wyższego Seminarium Duchownego Agnieszka Małecka /Foto Gość Księgozbiór tworzył się na przestrzeni kilku wieków, właściwie od początków istnienia diecezji płockiej. Skąd najczęściej trafiały książki?

Księgozbiór pochodzi głównie z darowizn, przeważnie od księży i od biskupów płockich. Po wojnie był on mozolnie odbudowywany. Na przykład książki, które tu trafiały w latach 50. ub.w., były różne, bo brano wtedy wszystko. Zdarzały się „czarne owce”, ale nawet w takim przypadku warto, a nawet trzeba zostawić jeden egzemplarz. Jesteśmy teraz na etapie aktualizacji księgozbioru. Przegląda się każdą książkę, porównuje z księgą inwentarzową, sprawdza katalog. Jeżeli jest kilkanaście egzemplarzy książki, która nie jest wartościowa, nie cieszy się zainteresowaniem, zostawiamy jeden, dwa egzemplarze, a resztę się usuwa i sporządza specjalny protokół. Przy okazji wykonujemy też katalog komputerowy. Na razie mamy skatalogowanych około 30 tys. książek. To bardzo żmudna praca, ale potem jest znakomity efekt.

Czego szukają świeccy czytelnicy, którzy tu przychodzą?

Studenci, oczywiście, najczęściej szukają podręczników, np. dużą popularnością cieszy się historia filozofii. Ale przychodzi też trochę osób w starszym i średnim wieku. Szukają książek religijnych, z zakresu duchowości, czy dobrych powieści. Można powiedzieć, że jest taka grupa stałych czytelników. Pamiętam pewną panią, która szukała czegoś, co jest „pobożne i wesołe”. Na ogół jednak przychodzą czytelnicy już z konkretnymi tytułami książek, którzy wiedzą, czego poszukują.

Przydaliby się dobrzy mecenasowie biblioteki?

Oj, tak. Jest tu jeszcze bardzo dużo potrzeb, choćby oprawa czasopism. Problemem jest brak miejsca na kolejne książki i czasopisma. Ale fakt, że księgozbiór jest w jednym budynku, ma swoje plusy - czytelnicy nie czekają długo na książki.

Jako bibliotekarz przychodzi Pani tu codziennie od wielu lat. To taki drugi dom?

Można się przyzwyczaić (śmiech). Ale trzeba lubić taką pracę. Niektórzy zastanawiają się pewnie, co tu można robić. Uważają, że to taka nudna praca. Według mnie, nie, a samo miejsce ma swój klimat. Poza tym jest jeszcze kontakt z książką, z ciekawymi ludźmi.

Gdy tu się przychodzi, ma się świadomość znaczenia i wagi tych ksiąg? Że nie wszystko zaczęło się od naszych pokoleń?

Oczywiście. Tu dotyka się historii. Tu człowiek wydaje się taki malutki. Podobne odczucie ma się po wejściu do katedry, gdy człowiek pomyśli, ze tyle wieków przed nami tu była. A my jesteśmy tylko cząsteczką tej historii.

Czy współczesna młodzież z większym trudem porusza się w bibliotece?

Tak, to widać. Tam, gdzie brakuje klawiatury, gdzie jest tylko katalog kartkowy, często powstaje problem. W tej bibliotece jest jeszcze tradycyjny katalog kartkowy, alfabetyczny. Trzeba sobie wyszukać książkę, wypisać rewers. Dzisiaj, oczywiście, wiele rzeczy można też znaleźć w internecie. Ja należę do pokolenia, które jeszcze lubi czytać, dotknąć książki.

Jak więc zachęcić młodych ludzi do czytania książek?

Oni muszą to sami odkryć i polubić. Bo jest różnica między siedzeniem przed monitorem komputera a wzięciem do ręki starej książki, która specyficznie pachnie, ma pożółkłe karty i widać, że wiele osób przede mną już ją czytało.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

am