- Dzisiaj nie czuję się ofiarą. To całe cierpienie to było szczęście, które doprowadziło mnie do Chrystusa. Jestem tu, by powiedzieć wam, że można przebaczyć - mówiła Anna Golędzinowska podczas sympozjum w WSD.
Anna Golędzinowska odpowiadała też na pytania uczestników sympozjum
Agnieszka Małecka /GN
Takiego prelegenta naukowe sympozjum w seminarium płockim chyba jeszcze nie miało. Kilka lat temu wspinająca się na szczyt kariery modelka, pochłonięta wirem życia celebryty, żyjąca w luksusie, daleka od wiary, popadająca w uzależnienie od narkotyków. Teraz powiedziała o sobie: - Byłam kimś fałszywym; miałam sztuczne, przyklejane rzęsy, paznokcie, brałam tabletki na odchudzanie. Dla tamtych ludzi w Mediolanie byłam towarem. Dzisiaj mogę być sobą, Anią.
Przed słuchaczami w płockim seminarium stanęła „nowa” Ania Golędzinowska; wysoka, szczupła, uśmiechnięta, z dużym krzyżem zawieszonym na szyi. Bezpretensjonalna. Przepraszała za ewentualne potknięcia językowe. Mieszka od lat we Włoszech; teraz w klasztorze u sióstr, niedaleko San Giovanni Rotondo.
- Cieszę się, że w tej sali jest dużo młodych ludzi, bo to, co chcę powiedzieć, jest skierowane właśnie do nich – tak rozpoczęła swoje wystąpienie podczas drugiego dnia sympozjalnego, w którym uczestniczyła m.in. młodzież z płockiego III LO i z Sierpca.
Te osoby, które nie znały jeszcze bestsellerowej książki biograficznej Anny Golędzinowskiej „Ocalona z piekła”, dowiedziały się o tym, jak dramatyczną drogę pokonała, by wznieść się na szczyty w showbiznesie, i co sprawiło, że zawróciła z tej drogi.
Wspominała o dzieciństwie, o tacie, który był uzależniony od alkoholu, o partnerze mamy, który chciał ją wykorzystać, o opuszczeniu domu w wieku 16 lat i wyjeździe do Włoch, gdzie miała zostać modelką, a trafiła do domu publicznego. Udało jej się uciec, a potem udowodnić sobie i innym, że potrafi coś osiągnąć. Zrobiła karierę modelki, ale to życie też okazało się pułapką. - Wiele razy brałam narkotyki, chodziłam na czworakach po domu, żeby sprawdzić, czy nie ma gdzieś odrobiny - opowiadała.
Aż pewnej nocy obudziło ją szczekanie psa. Przy jej łóżku stał starszy mężczyzna, z brodą, patrzył na nią i kiwał głową. Tak, jakby chciał powiedzieć: "Aniu, co ty robisz?". Myślała, że to efekt zażywania narkotyków, ale po zapaleniu światła postać nadal stała, a potem rozpłynęła się w powietrzu. – Wtedy byłam daleko od Kościoła, nic nie wiedziałam o świętych. Dopiero po 8 latach, gdy pojechałam do Medjugorie, zobaczyłam obrazek ze świętym zakonnikiem. I wtedy wiedziałam, że tamten człowiek to był o. Pio.
- Matka Boża włożyła mi do serca przekonanie, że trzeba mówić o czystości - opowiadała Anna
Agnieszka Małecka /GN
- Dzisiaj nie czuję się ofiarą. To całe cierpienie to było szczęście, które doprowadziło mnie do Chrystusa. Jestem tu, by powiedzieć wam, że można przebaczyć.
We Włoszech Anna Golędzinowska rozpropagowała Ruch Czystych Serc, do którego należy także jej narzeczony. – Po 15 dniach było 500 osób, a teraz jest już nas 7 tysięcy. Ludzie piszą do mnie: „Aniu, myślałem, że jestem sam, co żyję takimi wartościami, ukrywałem to. A teraz wiem, że jest nas tak wiele” – mówiła w Płocku.
Wspominała swoją pierwszą po wielu latach spowiedź, gdy usłyszała: „Wiesz, kim była Maria Magdalena? To ty jesteś gorsza od niej”. – Dzisiaj ile dziewczyn zachowuje się jak Maria Magdalena? Największą bronią diabła jest teraz nieczystość. A tak naprawdę, prawdziwą próbą miłości jest czystość – przekonywała słuchaczy w Płocku, którzy podziękowali jej gromkimi oklaskami.
am