- Mija 75 lat od śmierci św. siostry Faustyny, ale ludzie nie przestaną do niej przychodzić, bo ona prowadzi do Jezusa - powiedziano w czasie odpustu w płockim sanktuarium na Starym Rynku.
Sanktuarium wypełnili szczelnie pielgrzymi, wśród nich kilkunastu ojców jezuitów z Warszawy. Przybyła również rodzina państwa Leonarczyków z Sochaczewa. Za wstawiennictwem św. siostry Faustyny otrzymali oni łaskę ojcostwa i macierzyństwa. Z obecnymi w sanktuarium dzielili się świadectwem wiary i wysłuchanej modlitwy.
– Lekarze powiedzieli, że tylko cud może to sprawić. I to się stało, gdy pojechaliśmy do Świnic Warckich – miejsca urodzenia św. siostry Faustyny – i modliliśmy się w jej rodzinnym domu. Odwiedzaliśmy również płockie sanktuarium. Dziś jest z nami Piotruś, którego dał nam Pan. Tak, z Bogiem wszystko się udaje, a myśmy tego doświadczyli – opowiadali Aneta i Krzysztof Leonarczykowie.
Do wyciągania rąk do św. Faustyny i do ufnej modlitwy zachęcał ks. Andrzej Pieńdyk, rektor sanktuarium na Starym Rynku.
– Choć mija 75 lat od śmierci św. Faustyny, to nie przestają za nią wciąż iść ludzie do Jezusa. W każdym świętym jest ukryta tajemnica żywej wiary i spotkania z Jezusem. Jaka konkretnie jest tajemnica ukryta w naszej św. Faustynie Kowalskiej z Płocka? Ona pozwoliła, aby Jezus na nią spojrzał. I tak się stało dosłownie 22 lutego 1931 roku. Zapisze później nasza święta w Dzienniczku: ”Choć nędza moja wielka, to jednak miłosierdzie Twoje jest większe”. Inny sekret naszej świętej z Płocka zostawił ślad w jej listach pisanych na początku lat 30. z Płocka i Białej. Znajdujemy w nich takie słowa: "Bardzo się cieszę, że jest Pan Jezus. On mi jest wszystkim” i "Pan jest, a jak jest Pan w domu, to wszystko dobrze”. Św. Faustyna nosi w sobie Bożą obecność. To ważna wskazówka dla nas, bo przecież nosimy w sobie doświadczenie prób, krzyża, zwątpienia, upadków i słabości – trzeba nam wprowadzić do serca obecność Pana, a wszystko będzie dobrze – mówił w kazaniu ks. Włodzimierz Piętka.
wp