Ludzkie twarze po Smoleńsku

O ludziach dobrego serca i sile modlitwy, ale i o „antysolidarności” w 3. rocznicę Katastrofy Smoleńskiej mówi Dorota Skrzypek, wdowa po śp. Sławomirze Skrzypku, prezesie NBP.

Jak Pani odbiera taką sprzeczność, te dwie totalnie odmiennie postawy: z jednej taką postawę„anty-solidarności”, gdy tragedię smoleńską się wyśmiewa, neguje, a z drugiej tę falę dobra?

Rzeczywiście czasem trudno to pogodzić. Ale chcę podkreślić jedną rzecz. To nie tak, że ja nie widzę tego zła, tych polityków, bo to głównie oni - politycy, ale i dziennikarze - pozwalają sobie na taki stosunek do tragedii smoleńskiej, na jaki nikt nigdy sobie wcześniej nie pozwalał, bo na to nie pozwalała po prostu nasza cywilizacja. Szacunek dla zmarłych, dbanie o ich pamięć, dbanie o wdowy i sieroty, to było coś dla naszej cywilizacji łacińskiej absolutnie elementarnego. To nie jest związane tylko z naszą wiarą, to jest nasza kultura, jakaś spuścizna, coś w czym byliśmy przez wieki wychowywani. Coś, co przy okazji tragedii smoleńskiej zostało w sposób szokujący zakłócone.

Nie wiem, dlaczego tak się stało i dlaczego ci, którzy tam zginęli wzbudzają aż tak skrajne postawy. Trudno mi to zrozumieć. Chcę podkreślić, że nigdy nie boli mnie to, co słyszę o nas, rodzinach smoleńskich, bo ja sobie jakoś z tym poradzę. Najbardziej dotyka mnie, kiedy obraża się pamięć ludzi, którzy zginęli, bo to jest atak na tych, których już nie ma, i którzy nie mogą się bronić.

Ja nie zamykam na to oczu. Jednak proszę mi wierzyć, my doświadczamy tyle dobra i tyle ludzkiej życzliwości, że dla mnie ona jest dużo bardziej widoczna. Dużo mocniej ją w swoim życiu czuję, niż nawet te najgorsze określenia.

Do Płocka -Trzepowa przyjeżdża Pani z rodziną - dziećmi, mamą. Czy „doświadczenie 10 kwietnia”, gdy zginął Pani mąż śp. Sławomir Skrzypek, paradoksalnie was wzmocniło?

Jeśli 10 kwietnia był próbą dla naszej rodziny, to wyszliśmy z niej zwycięsko, chociaż nikt z nas nie był przygotowany na taką sytuację.

Od pierwszych minut po tragedii, wszyscy – moi rodzice i bracia praktycznie zamieszkali u mnie, prowadząc mój dom, organizując moje życie, ponieważ ja wtedy nie byłam w pełni zdolna, żeby zająć się tymi sprawami. I to jest mój dług, którego nigdy nie spłacę. Bardzo dużo im zawdzięczam, łącznie z tym, że to moi bracia pojechali za mnie do Moskwy, by zidentyfikować ciało mojego męża.

Miałam i nadal mam bardzo szczęśliwą rodzinę. Ja i mój mąż mieliśmy bardzo dużo szczęścia w życiu, po pierwsze dlatego, że się spotkaliśmy. Oboje też mieliśmy szczęście wychowywać się w takich ciepłych i związanych ze sobą rodzinach. Dzięki mojemu mężowi mogłam przeżyć coś naprawdę wyjątkowego. To było bardzo szczęśliwe małżeństwo.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

AGNIESZKA MAŁECKA