Dwaj polscy księża pracujący na Białorusi przyjechali do Płocka po dary dla swoich parafian. Świąteczna pomoc organizowana jest tu od lat przy parafii św. Wojciecha. W ramach tej akcji pomagali już mieszkańcy Płocka, Sierpca, a nawet … Polonia w Adelajdzie.
W oddalonych od siebie o prawie 300 km dwóch miejscowościach na Białorusi pracują dwaj rodzeni bracia i księża: Henryk i Leonard. Obecnie są w parafiach w Wołożynie i Łunińcu.
- Kiedy księża przejmowali swoje parafie, nie mieli nic. Płockie parafie, w tym katedralna i św. Wojciecha ofiarowały szaty liturgiczne, paramenty, świece, wino, by mogli sprawować Mszę św. - wspomina Józef Gutowski z Płocka, społecznik, wieloletni działacz PCK, inicjator i koordynator tej pomocy.
W jej ramach przekazano z naszej diecezji setki kilogramów żywności, ubrania, środki czystości a nawet drobne meble. Pomagali i pomagają płocczanie, mieszkańcy Sierpca, a dzięki rodzinnym kontaktom pana Józefa zaangażowała się też Polonia w Australii.
Kolejne dary na święta księża z Białorusi zawieźli w tym tygodniu.
- Dziękujemy za Polskę i patrzymy w tę stronę. Dziękujemy za mieszkańców Płocka, diecezji i ich wieloletnią pomoc Polakom na Wschodzie - mówi charakterystycznie zaciągając, ks. Henryk Okołotowicz.
Jego brat, Leonard pracuje w parafii, której wspólnota liczy zaledwie 25 osób. Jak mówi, trzeba powoli cierpliwością i modlitwą przekonywać ludzi do przyjścia na Mszę św. Ci, którzy chodzą raz czy drugi zachęcają kolejnych.
- Przez lata religia była tu niszczona. Od 50 lat w Wołożynie nie było księdza. Wiara zachowała się dzięki temu, że ludzi sami zbierali się i modlili - wspomina ks. Henryk. Ale cieszy się, że teraz 80 proc.jego parafian bierze ślub w kościele, i że od sześciu lat w Wołożynie nie było wesela w piątek. Z dumą mówi o pomniku bł. Jana Pawła II, postawionym w tej miejscowości, który stoi na placu miejskim, nie przy parafii. - To jest cud - mówi z przekonaniem.
Agnieszka Małecka