Nigdy nie była w Złotopolicach, choć grała jedną z głównych ról znanego, telewizyjnego serialu "Złotopolscy". Pani Milewska chętnie jeździ jednak w okolice Przasnysza i do Ciechanowa. Dlaczego? Opowiada specjalnie dla czytelników Gościa Płockiego.
Ta opowieść byłaby o wiele ciekawsza, gdyby czytelnik mógł sam osobiście słuchać fascynującej opowieści, bogatej w epizody, barwnej w gestykulację i niegasnący uśmiech Anny Milewskiej. Rozmowę zaczynamy od znanych ról warszawskiej aktorki, długo rozmawiamy o książce "Moje życie z Zawadą" - to historia męża pani Anny i ich wspólnej pasji do gór. - Ja z nim jeździłam w góry, a on chodził do teatru na moje premiery - dodaje aktorka.
Wracamy do ról filmowych. Znana jest Anna Milewska z "Lalki", "Rodziny Połanieckich", "Faustyny" - w której grała przełożoną świętej w Wilnie i oczywiście z popularnego serialu TVP "Złotopolscy". - Ale w Złotopolicach nigdy nie byłam. Film był kręcony w okolicach Warszawy (plenery) i w studiach na Woronicza (wnętrza) - podkreśla pani Anna.
Mazowsze jest jej jednak drogie, bo tu są jej korzenie: Warszawa ze Starym Żoliborzem, gdzie mieszka, Tamka, gdzie przed wojną był dom jej dziadków, Powązki, gdzie leżą jej najbliżsi. Chętnie wraca również do rodzinnego gniazda w Rembówku k. Ciechanowa i Chojnowie w parafii Czernice Borowe. W pierwszym majątku urodził się jej dziadek Jakub Milewski, z drugiego natomiast pochodziła jej babcia, Jadwiga z Chełchowskich.
– Dziadka pamiętam jak przez mgłę. Był zasłużony dla kościoła na Kamionku w Warszawie, bo udzielał się jako kwestarz przy jego budowie. Zmarł w 1935 r. i został pochowany w Pałukach - opowiada Milewska. Jej babcia była znaną działaczką społeczną i publicystką w okresie międzywojennym. Urodziła się w Chojnowie. Ze złotym medalem ukończyła pensję Jadwigi Sikorskiej w Warszawie. Została żoną Jakuba Milewskiego i zamieszkała z mężem w majątku Rembówko, na terenie parafii Pałuki. Tam zorganizowała w majątku ochronkę dla dzieci służby folwarcznej, prowadziła dla służby i okolicznych włościan kursy z różnych dziedzin życia, udzielała się w kole ziemianek i na polu dobroczynności, brała udział w zorganizowaniu w Grędzicach Szkoły Gospodyń Wiejskich oraz w przygotowaniu wystaw gospodarczych. Publikowała artykuły w „Ogniwie - Zbiorze Pożytecznych Wiadomości dla Gospodyń” oraz szkice etnograficzne w "Wiśle" (między innymi „Kołysanki z ciechanowskiego”, „Śpiewy dożynkowe zebrane w Rembówku” i „Ucieszne opowiadania z Ciechanowskiego”, oraz „Sposoby zabawiania dzieci i ich zabawy w Ciechanowskiem”. Interesowała się warunkami życia włościan i służby folwarcznej, prowadziła badania terenowe z zakresu higieny ludu. - Ja byłam ukochaną wnuczką babci. Miałyśmy wspólne upodobania. To od niej nauczyłam się pasji do historii. Ona zbierała dla mnie kolorowe kartki z historycznymi ilustracjami, a ja wszystko wklejałam do grubego zeszytu, który starannie prowadziłam. W ten sposób pisałam własną historię Polski – opowiada Anna Milewska.
Pani Anna do dziś odwiedza rodzinną miejscowość babci i Czernice Borowe. W tym roku uczestniczyła również w rekonstrukcji historycznej bitwy z czasu I wojny światowej. Niedawno odnowiła neogotycki nagrobek swego pradziadka na cmentarzu w Czernicach. - Dziś pięknie się prezentuje. Bardzo się on podobał ówczesnemu proboszczowi, ks. Stanisławowi Bednarskiemu - dodaje aktorka. Pani Milewska odwiedza również stary cmentarz w Ciechanowie. – Tam są pochowani moi pradziadkowie, zarówno po kądzieli, jak i po mieczu. Jest tam duży kamień i płyta, oraz prosty napis: „Rodziny Milewskich i Łebkowskich” – mówi pani Anna.
Zdumiewa jej pogoda ducha, barwne opowieści, pełne szczegółów z przeszłości rodziny Milewskich. - Te opowieści, wspomnienia dziadków, rodziców porządkowały nasze życie, uczyły szacunku i pokazywały autorytety. Nie były to specjalne seanse historyczne, ale opowieści przy stole, przy okazji rodzinnych spotkań. Ile razy padało: „A dziadek to tak mówił…”. Jakie to było mądre i życiowe! (...) Też aktorstwo jest ulotne. Nasz zawód sceniczny jest piękny, bo tak „chwilowy” – wyznaje na koniec Anna Milewska.
Więcej w najnowszym numerze "Gościa Płockiego".
ks. Włodzimierz Piętka