Czy pamiętamy o biskupie-męczenniku? On w testamencie obiecał, że za nas będzie się modlił.
10.10.2012 11:15 GOSC.PL
10 października 1941 r. spełniły się słowa testamentu bp. Wetmańskiego: "Jeżelibyś, Boże, Miłosierny i Dobry, dał mi łaskę, którą nazywają śmiercią męczeńską, przyjmij ją głównie za tych, którzy by mi ją zadali". Biskup zginął w obozie śmierci w Działdowie, a teraz mija 71 lat od tamtej chwili.
Są w Płocku takie ciche i niepozorne miejsca, jak pomniki naszych dwóch błogosławionych, które stoją przy drodze do dwóch kościołów: abp. Nowowiejskiego przy kościele św. Jana Chrzciciela i bp. Wetmańskiego przy Domu pod Trabami, przy katedrze.
Tą drogą wielu bezwiednie przechodzi. Codziennie obserwuję, jak przy cichym bp. Wetmańskim niewielu się zatrzymuje.
A to on właśnie, na przeżywany obecnie w Kościele tydzień miłosierdzia, mógłby dać kilka wspaniałych i konkretnych wskazówek. Podkreślał przecież w kazaniach, że "miłość chrześcijańska nie może się skarżyć na brak pracy". W konferencjach do Stowarzyszenia Pań Miłosierdzia w Płocku mówił: "Pan Bóg przez swoje miłosierdzie w najwyższym stopniu ujawnia swą wszechmoc. Wszelkie cuda - to dzieło miłosierdzia Bożego, które wszechmoc wykonuje. I w człowieku najwyższa doskonałość w stosunku do bliźnich ujawnia się przez miłosierdzie".
Mija 71 lat od męczeństwa bp. Leona. W tym samym testamencie, wyżej cytowanym, biskup obiecał: "Jeżeli mi Bóg Miłosierny da miejsce w swojej chwale, będę się za wszystkich bardzo modlił i za innych modlić się będę. Bóg jest tak dobry, że mi pozwoli dalej na tamtym świecie swoje obowiązki spełniać, a mam nadzieję w Panu, że lepiej niż za życia, kiedy dusza tym nędznym prochem mego ciała była przyprószona. Modlić się będę".
Poruszające jest to zapewnienie błogosławionego. Dodaje otuchy. Warte jest przywołania zwłaszcza na początku Roku Wiary i diecezjalnego synodu.
On o nas pamięta, a czy my pamiętamy o nim?
ks. Włodzimierz Piętka