Krzyż pątniczy od grobu bł. ks. Jerzego Popiełuszki dotarł do parafii św. Aleksego dzięki Kościelnej Służbie Porządkowej Totus Tuus na warszawskim Żoliborzu. To 47. taki krzyż postawiony na terenie Polski i w dwóch miejscach poza granicami kraju.
Siostrzenica bł. Ks. Jerzego, Grażyna Siemion i Andrzej Melak
Agnieszka Małecka/GN
Służba Porządkowa powstała najpierw jako formacja zabezpieczająca pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski, zabezpieczała też Msze za Ojczyznę, odprawiane przez ks. Jerzego. I to właśnie ci ludzie, czuwali dzień i noc przy trumnie męczennika i podjęli trwającą do dziś wartę przy jego grobie.
W KSP od lat jest też Elżbieta Socha, która przyjechała na płocką uroczystość. Dzień „zaginięcia” ks. Popiełuszki wspomina dla „Gościa” tak: - Miałam wtedy 31 lat. Kiedy dotarła do nas wiadomość, że zaginął ks. Jerzy, powiedziałam do rodziców: ja jadę do Warszawy. Poszłam na stację i akurat był pociąg. Na Żoliborzu w kościele - tłumy ludzi. Trwałam na modlitwie do rana. Wszyscy czekaliśmy, że będzie jakaś pozytywna wiadomość. Pamiętam to niezapomniane „Ojcze nasz” i słowa: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”, które nie mogły nam przejść przez gardło. W dniu pogrzebu ks. Jerzego, i mama, tata i ja ciężko rozchorowaliśmy się. Płakałam, ale rodzice mi wytłumaczyli: „dziecko, nasza ofiara ma być modlitewna, żeby tam było wszystko spokojnie” – opowiada pani Elżbieta. Ks. Jerzemu, którego dobrze znała, ona i setki innych ludzi zawdzięczali wewnętrzny spokój. - Ten jego spokój docierał do każdego człowieka. Wszystkie problemy stawały się dużo mniejsze, nieistotne. A przecież on doświadczał wtedy kampanii nienawiści i kłamstw – mówi pani Elżbieta. Już po śmierci ks. Jerzego, opowiadała o nim pielgrzymom, którzy przyjeżdżali do jego grobu i muzeum w parafii św. Stanisława Kostki. Wspomina, że przy takich okazjach i w różnych trudnościach czuła z góry pomoc ks. Jerzego. On nigdy nas nie zawodzi, zapewnia członkini Służby Kościelnej.
Błogosławionego wspominała dla nas także siostrzenica ks. Jerzego, Grażyna Siemion, która w trakcie uroczystości w Trzepowie, wraz z Andrzejem Melakiem trzymała do ucałowania relikwie swojego wuja. – Kiedy przyjeżdżał do rodziny, nawet na krótko, to odwiedzał wszystkich po kolei, i rodzeństwo i swoją mamę. Zdążył jeszcze pokierować trochę moim życiem, bo niedługo przed śmiercią, przyjechał do nas i powiedział, że jest w Warszawie szkoła pielęgniarska, znał przecież dobrze środowisko medyczne. Teraz mogę spłacić ten dług, bo po latach wróciłam do Warszawy, i to tam, na Żoliborz. To jest coś niesamowitego, móc się modlić do niego, pamiętając go – podkreśla pani Grażyna, która uczestniczy w pielgrzymkach z krzyżem pątniczym od grobu swojego wuja.
Krzyże pątnicze zaczęto stawiać na prośbę samej Marianny Popiełuszko. Mama ks. Jerzego prosiła członków KSP, by w miejscach posługi jej syna postawiono krzyże. Najpierw miało ich być 12- ile lat kapłaństwa jej syna, ale liczba ich rozrosła się do 47.
Agnieszka Małecka