Nowy numer 13/2024 Archiwum

Tu chodzi o światło

Wieszają u sufitu metalową obręcz z hakami, na nich 59 knotów, które polewają wieloma warstwami wosku, aż utworzą się okazałe, stożkowe świece…

Grupa mężczyzn - bractewnych w parafii św. Jadwigi Śląskiej w podpłockiej Starej Białej co roku, przed świętem Matki Boskiej Gromnicznej, samodzielnie wyrabia woskowe świece. Ich produktu nie można pomylić z innymi - świece są długie, liczące nawet do 80 cm, grube, o stożkowatym kształcie i żółtej lub lekko brunatnej barwie. Jak podają najstarsi bractewni, tradycja w Starej Białej liczy sobie niemal 90 lat.

"Jeśli chcielibyśmy stworzyć listę unikatowych obrzędów, zwyczajów, które mają w Polsce wielusetletnią tradycję, a są obecnie w zaniku, to na jednym z czołowych miejsc takiej listy musielibyśmy umieścić tradycję ręcznego wyrobu świec gromnicznych, o której już ponad sto lat temu pisano jako o zjawisku rzadkim i ginącym" - ocenia etnograf Grzegorz Piaskowski w fotoreportażu "Lanie świec w Starej Białej", zamieszczonym w nr 3 "Naszych Korzeni", wydawanych przez Muzeum Mazowieckie w Płocku.

Kiedyś produkcja świec przez starobialskich bractewnych odbywała się w ich domach, piwnicach, garażach, ale od kilku lat mają do dyspozycji jedno z pomieszczeń parafialnych. Stoi w nim m.in. węglowa kuchnia, na której podgrzewa się materiał, czyli świeży wosk i chrust woskowy z niewielkim dodatkiem stearyny - pozostałości zużytych świec. Sam proces trwa kilka godzin. Na obręczy z haczykami, zawieszonej pod sufitem, umieszczają 59 długich knotów, usztywnionych jedną, cienką warstwą wosku. Dwóch mężczyzn, przesuwając powoli koło, miarowo polewa każdy z knotów woskową masą, której resztki spływają do metalowej wanienki, umieszczonej w większym pojemniku z gorącą wodą. Trzeba jednak uważać, aby za każdym razem pokryć knot kolejną, pełną warstwą, a wosk był wystarczająco gorący.

To spory wysiłek, dlatego przy tej czynności muszą się wymieniać. Inni bractewni pilnują paleniska. Materiał do lania świec jest bowiem cały czas podgrzewany w garnkach na węglowej kuchni. Tu chodzi zarówno o temperaturę, jak i bezpieczeństwo - wszędzie jest materiał łatwopalny. - Nie wiemy, ile jest warstw, nigdy nie liczyliśmy - przyznaje Józef Kłodawski, jeden z bractewnych najstarszych stażem. Na pewno tych warstw jest sporo. Na końcu trzeba poprzycinać świece i oczyścić naczynia.

W tym roku bractewni w Starej Białej przygotowali 59 świec woskowych, czyli jedno pełne koło. Poświęcone - będą wykorzystywane podczas Mszy św. niedzielnych, w trakcie uroczystości i w procesjach. Jeszcze nie tak dawno istniał tu także zwyczaj odprowadzania zmarłych na cmentarz z płonącymi świecami. - Ale potem trzeba było odnosić te świece do kościoła, a ludziom się nie chciało i ten zwyczaj zaginął - mówią bractewni.

Obawiają się też, że może zaniknąć sama tradycja lania świec, bo ich grupa się uszczupla, a nie ma za wielu chętnych, mimo że co jakiś czas interesują się nimi media czy etnografowie. - Do dnia dzisiejszego nie wiem skąd u nas w parafii wziął się ten zwyczaj lania świec. Podejrzewam, że to pozostałość po Bractwie Najświętszego Sakramentu. Może ktoś napisałby pracę magisterską o bractwach w naszej parafii, bo kiedyś było ich bardzo dużo. Bez mała każdy do czegoś należał - wspomina Józef Kłodawski. - Dla mnie to jest zaszczyt, że jestem bractewnym - mówi Jan Kocięda.

Kto może nim zostać? Powinien być to człowiek wierzący i praktykujący, chętny do pomocy. Niekoniecznie z tej parafii, ale koniecznie mężczyzna. Bractewni w Starej Białej w czasie Mszy niedzielnych ubierają się w komże, zapalają świece i są obecni w prezbiterium. - Staliśmy się takimi "ministrantami z odzysku" - śmieją się.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy