Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Sztuka miłosierdzia

- Adam Chmielowski był malarzem rzeczywistości przemienionej - zauważył dr Waldemar Smaszcz podczas spotkania poświęconego św. Bratu Albertowi w Książnicy Płockiej.

"Powstaniec - artysta malarz - ojciec ubogich" - to trzy etapy życia Adama Chmielowskiego zawarte w tytule wykładu, a właściwie gawędy Waldemara Smaszcza, badacza literatury i znawcy poezji ks. Jana Twardowskiego. Kryją w sobie ogromny potencjał na znakomitą opowieść.

- W pewnym momencie naszej historii pojawiła się grupa genialnych malarzy, związanych ze Szkołą monachijską: bracia Gierymscy, Wyczółkowski, Chełmoński, Brandt… wśród nich Adam Chmielowski, który był uznawany przez wszystkich za "prezydenta", za przywódcę, swoistego guru w tym środowisku - opowiadał Waldemar Smaszcz. Ten autorytet "monachijczyków" porzucił jednak sztukę, by służyć najuboższym, wyrzuconym na margines społeczeństwa. W. Smaszcz zwrócił uwagę, na doskonałe wypełnienie w jego życiu słów Chrystusa, skierowanych do bogatego młodzieńca: "idź, sprzedaj wszystko, rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie". - Brat Albert miał bardzo wiele do stracenia - zauważył badacz. Te skarby to osobny, wyjątkowy talent malarski Chmielowskiego, pozycja, przyjaźnie, kariera.

Prace przyszłego świętego zachowały się głównie na fotografiach, ale znane są przekazy jego niezadowolenia z efektów pracy. Najsłynniejszy jego obraz: Ecce Homo, który znajduje się w sanktuarium św. Brata Alberta przy Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Albertynek w Krakowie, był według jego autora nie skończony. - Chmielowski tworzy dzieła, które potrafiły wstrząsnąć, ale dla niego to nie jest to, o co mu chodziło. Najlepiej to uchwycił Karol Wojtyła w dramacie "Brat naszego Boga", w którym Adam Chmielowski patrzy na obraz Ecce Homo i mówi - "jakiś Ty niepodobny…" - mówił gość Książnicy Płockiej.

Skąd brało się to niezadowolenie? W. Smaszcz zastosował pewną analogię. Przypomniał, jak powstawał pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego. Malarz Kaźmierowski malował pod dyktando s. Faustyny, która cały czas płakała, bo ten Jezus był w niczym niepodobny do tego, którego widziała w objawieniu. Ona w objawieniu widziała Chrystusa o zmartwychwstaniu i tego, którego znamy z Ewangelii, z góry Tabor. przemienionego. S. Faustyna miała już horyzont transcendentny, a malarz miał horyzont ziemski.

- Jestem przekonany, że Adam Chmielowski, tak jak s. Faustyna widział też rzeczywistość przemienioną. Żaden z tych obrazów, znakomitych przecież, go nie zadowalał - mówił W. Smaszcz. - On widzi niedoskonałość sztuki, zostawia ją i idzie do swoich "opuchlaków", do najbiedniejszych.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy