- Nawet w tak tragicznych okolicznościach, jak wojna, najpiękniejszym, co można dać tym, których się kocha, jest obecność - takie przesłanie zostawił wczoraj młodzieży, uczestniczącej w tegorocznym Campo Bosco w Czerwińsku ks. Waldemar Pawelec, pallotyn, który od prawie 20 lat pracuje duszpastersko w Kijowie.
W sielsko-letniej atmosferze otoczenia czerwińskiego klasztoru i sanktuarium świadectwo specjalnego gościa tego salezjańskiego festiwalu młodych wybrzmiało szczególnie silnie. Jak nie nienawidzić morderców? Co można dać ludziom, którzy stracili wszystko? Co powiedzieć tym, którzy stracili bliskich? Z takimi i innymi pytaniami polski duszpasterz musi mierzyć się na co dzień w niszczonej przez Rosjan Ukrainie.
W Czerwińsku podczas Campo Bosco ks. Waldemar Pawelec SAC, przełożony wspólnoty pallotynów w Kijowie, opowiadał jednak nie tylko o dramacie, jaki niesie wojna, ale dzielił się też małymi cudami, które dzieją się w tej powodzi zła. - Gdy słyszymy o śmierci tylu ludzi, to odruchem bezwarunkowym jest nienawiść. Żądza pomsty. Ale wtedy uświadamiam sobie, że to sprawia, że staję się podobny do agresorów - mówił pallotyn.
Jednak, jak zauważył, to nie nienawiść, czyli zintensyfikowany gniew za doznaną krzywdę, jest zaprzeczeniem miłości. - Jej zaprzeczeniem jest obojętność. Przypomnijcie sobie, że kiedy Chrystus mówi o miłości, mówi o konkretnych uczynkach. Miłość to jest działanie. Jeśli chcesz kochać, to zacznij działać, zacznij oddawać swój czas, swoje siły, zdolności innym. Zacznij się tym dzielić! - zachęcał.
Obserwując dramat ukraińskich rodzin, doszedł do wniosku, że najtrudniejszą rzeczą, z jaką się zmagają, jest rozłąka, rozdzielenie bliskich. - My nie jesteśmy w stanie zastąpić żywego, fizycznego kontaktu z ludźmi, wirtualnymi spotkaniami na zoomie lub innych platformach komunikacyjnych - mówił do młodzieży.
I kolejne ukraińskie doświadczenie duszpasterza z pallotyńskiego domu w stolicy Ukrainy Kijowie, w którym już w pierwszym dniu wojny znalazło schronienie blisko 40 osób. - Po jakimś czasie ci ludzie, którzy do nas docierali, nie dziękowali nam za dary, czyli za żywność, ubrania, bo to było wasze, a myśmy to tylko dystrybuowali. Natomiast dziękowali nam za naszą obecność. Słyszałem wiele razy: "Dziękujemy za to, że nie wyjechałeś, nie zostawiłeś nas". Dlatego uważam, że tym, co można dać najpiękniejszego tym, których się kocha, jest obecność. To jest bezpłatne, ale najcenniejsze. Nie ma sklepu, gdzie można by kupić 15 minut rozmowy z rodzicami - mówił do campowiczów ks. Pawelec.
Jak wyjaśniał dalej, w tej sytuacji zła i nienawiści Pan Bóg też przyprowadza ludzi do siebie. - Jest dużo ludzi, którzy zbliżyli się do Kościoła, chociaż nie mieli z nim wcześniej kontaktu. Zaczęli sobie zadawać pytania, a przecież wiara zaczyna się od pytań. Mamy już kilka osób, które przygotowują się do sakramentów - mówił gość Campo Bosco w Czerwińsku.
Padały też pytania ze strony słuchaczy do ks. W. Pawelca - o powołanie, o wybór misji w Ukrainie i pierwsze reakcje na ten kraj. Pytano też o ocenę postawy polskiego społeczeństwa wobec rosyjskiej agresji na naszych sąsiadów, i o to, czy przypadkiem już trochę nie przyzwyczailiśmy się do tej wojny. - To, co zrobiliście przez pierwsze miesiące, to już jest niesamowity wyraz prawdziwej, chrześcijańskiej miłości. Ale każda akcja ma swoją dynamikę. Na początku zapał jest największy. Gdy po 70 dniach od wybuchu wojny jechałem do Polski, od razu zobaczyłem tu ogromną determinację. Myślę, że na początku to było bardziej widoczne, bo pomoc nie była jeszcze tak skoordynowana. Teraz jest inaczej. Pamiętajmy też, że nie chodzi tylko o materialne wsparcie Ukraińców, ale po prostu, by zobaczyć, że są i pomóc im w zaadaptowaniu się w tej sytuacji. To, co teraz robicie, także w salezjańskich oratoriach, na przykład nauka języka polskiego, to też jest bardzo ważne - podkreślał kapłan.
Agnieszka Małecka