Święty nieświęty

oprac. wp

publikacja 02.07.2015 14:12

Pochodził z parafii Winnica k. Pułtuska - tam się urodził w 1807 roku. Po burzliwym, zaledwie 33-letnim życiu, 175 lat temu umierał w Rzymie. Dziś jest kandydatem na ołtarze.

Bogdan Jański (1807-1840), założyciel Zmartwychwstańców Bogdan Jański (1807-1840), założyciel Zmartwychwstańców
Archiwum Księży Zmartwychwstańców

Zmartwychwstańcy mówią o nim, że trzykrotnie się narodził. Jego pierwsze narodziny - ziemskie, miały miejsce 26 marca 1807 roku w parafii Winnica. Tam też w kościele parafialnym został ochrzczony. W Pułtusku uczęszczał do szkoły prowadzonej przez benedyktynów w Pułtusku. Mimo swych zdolności lubił się bawić i leniuchować: musiał więc powtarzać dwa lata w tej samej klasie. Bieda w domu zmusiła go także do podjęcia pracy: gdy miał 15 lat został nauczycielem pomocniczego matematyki, języka polskiego i kaligrafii. Jego matka pisał w jednym z listów: "Proszę, pamiętaj na mnie, biedną matkę, i posłuchaj mojej rady... Szukaj tylko dobrego towarzystwa, gdzie byś znalazł dobrą reputację i miłość wszystkich. Bądź dobrym, religijnym i pobożnym, a Bóg najwyższy będzie ci błogosławił we wszystkim. Ty jesteś jeszcze młody, ale masz pięknie w głowie i dobry rozum, aby go na dobre użyć" - tak pisała Agnieszka Jańska do syna.

Gdy miał 16 lat Bogdan podjął studia prawniczo-ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Wtedy też poznał różne prądy filozoficzne, wówczas modne, rzucił się też w wir rozmaitych przyjemności, a w konsekwencji odszedł od wiary katolickiej. W 1827 roku ukończył studia uzyskując magisterium z prawa i ekonomii. Wygrał konkurs na stanowisko profesora ekonomii w planowanym Instytucie Politechnicznym w Warszawie. Wraz ze stanowiskiem otrzymał stypendium na podróż naukową po Europie Zachodniej.

W przeddzień wyjazdu za granicę wziął nieoczekiwanie ślub z Aleksandrą Zawadzką, znajomą jeszcze z lat dziecięcych. Związek małżeński zawarł w parafii Przewodowo. Tę zaskakującą decyzję podjął dla ratowania dziewczyny, która znalazła się w beznadziejnej sytuacji: będąc w ciąży, straciła dobrą reputację i została bez środków do życia, bez kontaktów z rodziną i z ojcem dziecka. Nie był to jednak gest czysto "rycerski"; w jego żarliwych listach pisanych do Aleksandry można wyczuć tęsknotę i zaangażowanie uczuciowe, a także szczerą, namiętną miłość i autentyczne przywiązanie. Zmuszony okolicznościami do przebywania z dala od żony czuł się jednak za nią odpowiedzialny i usiłował utrzymywać z nią kontakt poprzez listy, w których zapewniał ją o wierności i chęci powrotu. Starał się też w miarę swoich skromnych możliwości wspierać ją materialnie. Wybuch powstania listopadowego i późniejsze represje carskie spowodowały, że już nigdy się nie spotkali i Bogdan do końca życia miał wyrzuty sumienia z powodu niedopełnienia małżeńskich obowiązków.

W Paryżu przyłączył się do utopijnego i socjalizującego ruchu saintsimonistycznego. Stał się gorącym propagatorem programu sprawiedliwości społecznej. Saint-simoniści, w imię wiary w postęp, który był dla nich bogiem, zapowiadali nową erę ludzkości, nową moralność i tak zwane "nowe chrześcijaństwo": przystawało to jakoś do młodzieńczych ideałów Jańskiego, do jego wizji nowego i sprawiedliwego ustroju społecznego. Praktyka odbiegała jednak od rzeczywistości. Udał się też do Londynu na półroczne samodzielne studia. Tam nawiązał kontakty z czołowymi ekonomistami angielskimi: J.S. Millem i R. Owenem.

W Paryżu zaczęły się też kłopoty finansowe Jańskiego: pieniędzy stypendialnych starczało zaledwie na życie, a wielka metropolią kusiła, różnymi ofertami. Popadł szybko w biedę i tkwił w długach, tak że w chwilach desperacji myślał o ucieczce do Ameryki, a nawet o samobójstwie.

Rozczarowanemu wewnętrznymi sporami saint-simonistów Jańskiemu dane było spotkać chrześcijan, którzy otworzyli mu oczy na wartości katolicyzmu. "Myśl moja obróciła się ku Chrystusowi – zanotował – i wszedłem w stosunki z kilkoma ludźmi, przyjaciółmi Lamennais'go

W czasie jego pobytu we Francji, zaczęła tam napływać fala Wielkiej Emigracji z Polski. Jański stał się m.in. stałym członkiem Towarzystwa Literackiego Polskiego, redakcji naukowych czasopism francuskich i encyklopedii, redaktorem "Pielgrzyma Polskiego", pierwszym bibliotekarzem zaczątków polskiej biblioteki w Paryżu, współorganizatorem polskiego wydawnictwa dzieł poetów i działaczy emigracyjnych. Miał kontakty z Adamem Mickiewiczem. "Za przybyciem Mickiewicza, stanąłem z nim" - zapisze Jański, który na poecie zrobił duże wrażenie. Wspólne ideały i poglądy doprowadziły nie tylko do przyjaźni, ale i wspólnego zamieszkania oraz współpracy.

Jański jest autorem pierwszych tłumaczeń na język francuski Konrada Wallenroda, fragmentów Dziadów, Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego. Przygotował do druku Pana Tadeusza w 1832 roku. Mickiewicz z kolei był dla Jańskiego wzorem człowieka żyjącego wiarą i w jakimś stopniu stał się też impulsem do przemyślenia i rewizji własnego życia. Oceniając przeszłość, powie, że były to "trzy lata wiary, bez żadnych uczynków i katechumenatu. Chrystus jest Bogiem, wszystkie dogmaty przyjmuję, ale nie poddaję się zupełnie Kościołowi i nie jednam przez sakrament pokuty".

Drugie narodziny Jańskiego – duchowe, miały miejsce na przełomie 1835 i 1836 roku. W tym czasie rozpoczął się w duszy Bogdana Jańskiego proces nawrócenia, w którym dużą rolę odegrali intelektualiści francuscy, a przede wszystkim: J.B. Lacordaire, F. Lamennais, Ph. Gerbet, Ch. Montalembert. Od 24 listopada 1834 do 10 stycznia 1835 roku, podczas pięciu spotkań z ks. J.B. Chausette, odbył spowiedź i otrzymał rozgrzeszenie. Od tego momentu Jański rozpoczął pracę nad rozwojem życia religijnego wśród emigrantów. Był nie tylko jawnym pokutnikiem, ale i świeckim apostołem. Z czasem wokół niego zaczęła gromadzić się grupa osób przepojonych ideami odrodzenia życia politycznego, narodowego i religijnego. W 1834 roku współtworzy Stowarzyszenie Braci Zjednoczonych, wraz z A. Mickiewiczem, A. Goreckim, S. Witwickim, J. i B. Zaleskimi, I. Domeyką. W 1835 roku zorganizował Bractwo Służby Narodowej dla rechrystianizacji współczesnego społeczeństwa i pogłębienia w ludziach ducha Ewangelii. "Kwestia główna - odrodzić się w Chrystusie Panu. Nie można być na pół chrześcijaninem, na pół pobożnym, na pół pokutować i niewielkim wysiłkiem zdobywać wieczność w Bogu. Powinność główna, jedyna - oddanie się całkowicie Panu Bogu" - zapisze Jański.

Stefan Witwicki zanotował: "Nawrócony, nawracał żarliwie drugich. Słodyczą i dobrocią swoją rzadką wszystkich sobie ujmował, nauką i niepospolitą w rzeczach Kościoła biegłością oświecał, pobożnym i przykładnym życiem budował. Gdyby kiedyś historia naszej emigracji miała być dobrze skreślona, Jański, acz dziś nieznany prawie, ważne i piękne zająłby w niej miejsce. Wpłynął on tu więcej może niż ktokolwiek na umysły i serca młodzieży, zwracając ją do miłości Boga, do dobrych obyczajów, do świętej wiary katolickiej. Działania jego apostolskie bywały tym skuteczniejsze, że znał z doświadczenia ścieżki błędu, sam je wprzód przebiegając".

Nie zważając na trudności, w przeciągu kilku lat, Jański skupił wokół siebie i wychował wybitnych uczniów, do których należeli m.in. Piotr Semenenko i Hieronim Kajsiewicz. Podobnie jak Jański przeszli oni radykalną ewolucję duchową. Obaj stali się później wiernymi kontynuatorami jego charyzmatu.

W Paryżu, przy ulicy Notre Dame des Champs 11 założył dom, nazywany "Domkiem Jańskiego" w którym grupa nawróconych przez niego młodych ludzi - przyszłych pierwszych zmartwychwstańców, zaczęła prowadzić wspólne życie. Jański później zapisał: "Ponieważ chcieliśmy nawróceni poświęcić się najcałkowiciej dla sprawy Bożej, Domek był dla nas środkiem i ogniskiem, w które złożyliśmy wszystek nasz zapał, wszystkie nadzieje. Założyliśmy go w myśli, żeby dla każdego z owych nawracających się stał się Domem przytułku, poprawy, musztry duchowej". I dalej dodał: "Człowiek sam dla dobrych czynów swoich i czas, i miejsce tworzy. I to jest jego powołaniem na ziemi — natchnione uczucia i obowiązki wydobywać z głębi sumienia, rozwijać w życiu społecznym, piętnować ich potęgą świat nieludzki, tworzyć na ziemi czas i miejsce dla prawdy i cnoty".

Walery Wielogłowski, działacz emigracyjny, zanotował: "Krzątał się, aby drugich z kałuży wyciągnąć, i wszystkie siły swoje umysłowe, uczuciowe i fizyczne temu jedynemu celowi poświęcił. Wszystkich do wiary pociągał, namawiał, zaklinał. Trawił się w zabiegach, pracował nad siły, wytrwał, zwyciężył trudności; ale kosztem własnego zdrowia i życia".

"Boże, niech święte uczucie, którym mnie natchnąłeś, żyje we mnie, żyje bezustannie! A moje życie niech będzie wyrazem Twej miłości, środkiem uwiecznienia na ziemi Twojej chwały, pracą ku wzniesieniu Ci świątyni, w której cała ludzkość będzie Cię kochać, czcić cała ziemia!" - tak modlił się Jański i polecał Bogu swoje dzieło.

Swoich uczniów wysłał do Rzymu, by tam założyli nowy dom i zdobyli wykształcenie teologiczne. Wiedział bowiem, że tylko światli i duchowo wyrobieni kapłani będą mogli stać się zaczynem w procesie zmartwychwstania społeczeństw.

Trzecie narodziny - dla Nieba: 2 lipca 1840 roku w Rzymie. Wyjechał tam na początku 1840 roku. Tam przygotowywało się do kapłaństwa kilku z jego pierwszych uczniów. Głosił im konferencje mistyczne. Stan jego zdrowia pogarszał się jednak z każdym dniem. Zmarł 2 lipca tego samego roku. Wieczorem poprzedniego dnia wyspowiadał się, przyjął sakrament namaszcze­nia i Komunię świętą. Na jego grobie umieszczono napis: "Hic resurrecturus quiescit" (Tu spoczywa mający zmartwychwstać), a wkrótce po jego śmierci wspólnota, którą założył przyjęła nazwę „zmartwychwstańcy”.

Ks. Jan Koźmian, przyjaciel Bogdana, napisał o nim: "Historia Jańskiego jest podobna do historii wszystkich bohaterów Kościoła. Żył krótko, wiele cierpiał, wiele kochał. Błądził z dobrą wiarą, dopóki się nie opamiętał, a wtedy od razu oczyścił się pokornym i odważnym przyznaniem. Wiele umiał, ale tylko mądrość Bożą cenił”.

A ks. Piotr Semenenko dał dakie świadectw w swych "Biesiadach filozoficznych": " Znajdował się albowiem wtedy między nami umysł prawdziwie wyższy, mąż ze wszech miar niepospolity, nazywał się Bogdan Jański. Przechodził i on przez ciemności, ale pierwszy powitał owo światło wschodzące. A wtedy i sam zaświecił jako gwiazda zwiastunka dnia już nadeszłego, jako zapowiednia światłości już panować mającej. Niedługo wprawdzie niósł on pochodnię w ręku, ale dosyć, aby drogę pokazać. Iluż to zaraz koło niego się skupiło, iluż to w nim i przez niego spostrzegło światło niebieskie, na iluż to przez niego spłynął pokój Boży! I witali go jako posłańca z góry, szli jak za aniołem przewodni­kiem! - A choćby i niewielu było ich liczbą, iluż jednak rzeczą i następstwami! - Co za miła i piękna to postać wśród owej biedy publicznej i ciemności, i upadku! - Dusza wielka, niezłomna, niczym nie zachwiana; a jasna, czysta, pogodna; ona pierwsza od Boga zjawiła się publicznie ze światłem, z łaską, z pokojem".

Przeczytaj także: Zmartwychwstańcy u źródeł